Legia Warszawa po wielu latach chce wrócić do PLK. "Możemy wnieść wielką markę"

Materiały prasowe / Marcin Bodziachowski, legiakosz.com
Materiały prasowe / Marcin Bodziachowski, legiakosz.com

Jarosław Jankowski jest członkiem Rady Nadzorczej Sekcji Koszykówki Legii Warszawa. Do jego zadań należy realizacja planów strategicznych klubu. W rozmowie z naszym portalem poruszyliśmy między innymi temat ewentualnego awansu Legii do PLK.

Legia Warszawa od wielu lat konsekwentnie realizuje swój plan "Odrodzenia Potęgi". Celem włodarzy klubu jest przede wszystkim awans do PLK, który może ziścić się już w tym sezonie. Czy Legia jest gotowa na kolejny krok do przodu? Jarosław Jankowski zapewnia, że klub z Warszawy pod wieloma płaszczyznami poradzi sobie w ekstraklasie.

WP SportoweFakty: Muszę wspomnieć naszą rozmowę z Twittera. Legia potrzebuje PLK, czy ekstraklasa potrzebuje Legii?

Jarosław Jankowski: Na pewno Legia nie zbawi całej PLK. Myślę, że problem tych rozgrywek jest trochę szerszy. Z drugiej strony Legia i cała Warszawa potrzebują ekstraklasy.

Co Legia może wnieść do PLK, czego aktualnie w niej nie ma?

- Myślę, że przede wszystkim wielką markę. Trochę brakuje obecnie takich zespołów w lidze. Moim zdaniem na pewno poprawi też frekwencję. Nie prowadzę dokładnych statystyk, ale proszę zobaczyć jak wygląda frekwencja w halach, kiedy my gramy na wyjeździe. Śmiem twierdzić, że kibice będą chodzić "na Legię" w wielu miastach w Polsce. Widać to było choćby ostatnio w Lesznie, gdzie na hali było 1,5 tysiąca widzów i była świetna atmosfera. Wniesiemy też pewne wartości wizerunkowe i marketingowe. Myślę, że na tle I ligi czy nawet PLK prezentujemy się bardzo dobrze.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy

Ekstraklasa a I liga to dwa różne światy. Jesteście gotowi na ogromny przeskok?

- Organizacyjnie jesteśmy już w czołówce PLK. Widzę jak funkcjonują inne kluby. Legia od dwóch lat jest spółką akcyjną. Pod wieloma płaszczyznami wygląda to dosyć dobrze. Warto również porozmawiać z samymi zawodnikami, gdyż mamy u nich dobrą opinię, co jest z pewnością jakąś wykładnią postrzegania naszego klubu.
W naszym przypadku nie byłoby wielkiego przeskoku. Rzeczywiście w innych klubach na zapleczu PLK poziom organizacyjny jest trochę niższy, są tam standardy typowo I-ligowe. Z drugiej strony trochę wyprzedziliśmy rzeczywistość, ale po awansie nic nie powinno nas zaskoczyć.

Miasto Warszawa jest zainteresowane, aby mocniej wesprzeć Legię?

- Wobec ostatnich deklaracji i rozmów jakie prowadzimy z wiceprezydent Renatą Kaznowską, to tak. Mam nadzieję, że pod koniec stycznia lub na początku lutego nasze plany ujrzą światło dzienne. Nie chciałbym teraz wszystkiego zdradzać. Klimat wokół sportu w Warszawie robi się coraz lepszy, ale cały czas czekamy na konkrety, które pojawią się w umowach, a nie tylko w deklaracjach ze strony ratusza.

Czy zainteresowanie miasta wynika z dużej frekwencji na meczach Legii? W starciu z Astorią Bydgoszcz hala pękała w szwach.

- Myślę, że tak. Wiceprezydent po raz pierwszy była ostatnio na naszym meczu, kiedy graliśmy z Astorią. Jest to drużyna z dolnej części tabeli, a mimo to mieliśmy komplet publiczności. Panowała świetna atmosfera i wszyscy byli zachwyceni, jak zachowują się nasi kibice oraz jak grają koszykarze Legii. Mam nadzieję, że w przyszłym roku dojdzie do sytuacji, że w Warszawie będzie: ekstraklasowa siatkówka mężczyzn, kobieca siatkówka w postaci Wisły Warszawa oraz oczywiście Legia. Mogą być trzy zespoły w najwyższej klasie rozgrywkowej, a w dalszym ciągu nie ma żadnego obiektu miejskiego, który spełniałby oczekiwania nasze oraz publiczności.

Czy zaangażowanie piłkarskiej Legii bardzo pomaga sekcji koszykarskiej?

- Oczywiście, że tak. Jest nam przez to trochę łatwiej. Włodarzom Legii należą się wielkie podziękowania za pomoc. Jest u nich przede wszystkim fajne podejście do naszego projektu. Są oczekiwania w postaci awansu, ale jest to dla nas dobra presja, która może tylko pomóc. Gdyby nie piłkarska Legia, to ciężko byłoby nam przeskoczyć pewien poziom.
[nextpage]
Po awansie ta współpraca będzie jeszcze większa? Mam tu na myśli przede wszystkim aspekt finansowy.

- Moją ambicją i celem jest to, aby nie być uzależnionym finansowo od piłkarskiej Legii. To nie jest dobre podejście. Chcemy zbudować produkt, który będzie skupiał wielu sponsorów i inwestorów. Nie chcemy "żerować" na Legii, tylko wypracować model racjonalny finansowo i organizacyjnie.

Poruszmy teraz aspekt sportowy. Legia jest gotowa na PLK?

- Musimy przede wszystkim być wszyscy zdrowi, gdyż w każdym sezonie jest tak, że nękają nas poważne kontuzje. Drobne urazy czy choroby nie są większym problemem, gdyż po tygodniu czy dwóch zawodnik dochodzi do siebie. W poprzednim sezonie finały play-off graliśmy w zasadzie jednym rozgrywającym. Sporo kontuzji mieli Marcel Wilczek czy Cezary Trybański. Jeżeli zdrowie będzie dopisywało, to wszystko będzie dobrze.

Nie boi się pan scenariusza, że ponownie na finiszu rozgrywek o jeden krok lepsza będzie drużyna z Podkarpacia?

- To jest sport i na tym polega jego piękno, a zarazem przekleństwo. W porównaniu z poprzednim sezonem czołówka ligi 4-5 zespołów jest bardzo wyrównana i przy dobrej dyspozycji każdy może wygrać z każdym. Rok temu Krosno zdominowało ligę i dopiero w finale my się realnie postawiliśmy.

W obecnym sezonie jest trochę inaczej i będzie bardzo ciekawie. Zobaczymy jak będzie wyglądała tabela po sezonie zasadniczym i na pewno nie rozstrzygałbym jak będą wyglądały play-offy, gdyż wszystko może się zdarzyć.

Przykład Miasta Szkła Krosno, które znakomicie radzi sobie w PLK działa na wyobraźnie Legii?

- Oczywiście, że tak. Krosno gra w oparciu o zawodników, którzy wywalczyli awans, co jest bardzo ważne. Nie było rewolucji, przyszło tylko kilku zagranicznych graczy i teraz pokazują, że mogą rywalizować w ekstraklasie. Jesteśmy przekonani, że sobie poradzimy. Obaj oglądamy rozgrywki PLK, Legia gra również wiele sparingów z drużynami z tej ligi i na pewno nie ma między nami przepaści. Mimo braku w naszym składzie np. Amerykanów, to w sparingach gramy z nimi jak równy z równym. To pokazuje, że w zespołach z czołówki I ligi jest spory potencjał i wielu zawodników może poradzić sobie szczebel wyżej.

Z czego może wynikać fakt, że wielu Polaków, którzy są sporo lepsi od swoich konkurentów w PLK, gra jednak w I lidze.

- Trudno mi powiedzieć. Może być to kwestia pewności gry, gdyż często na siłę kupuje się obcokrajowców, którzy zabierają miejsce Polakom. Z drugiej strony powiem przekornie, że limit dwóch Polaków na parkiecie jest szkodliwy dla koszykówki.

Dlaczego?

- Uważam, że nie podnosi to poziomu naszych rozgrywek. Polacy przez to stają się drożsi i doskonale wiedzą, że i tak swoje minuty muszą zagrać na parkiecie. Tylko dlatego, że jest jakiś przepis. Zobaczmy na przykładzie innych lig w sporcie. Limity są zniesione i zawodnicy z Polski sobie doskonale radzą, choćby w piłce nożnej. To jest naturalne, że kibice chcą oglądać i identyfikować się z krajowymi zawodnikami, ale muszą oni również prezentować odpowiedni poziom. Dzisiaj natomiast mamy sytuację, że zawodnik z naszego kraju, tylko dlatego, że jest Polakiem jest w 30 procentach uprzywilejowany. I czemu to służy? W tym momencie zawodnik nie czuje takiej mocnej rywalizacji i przez to może się wolniej się rozwijać.

Jest oczywiście podnoszony argument, że to ma pomóc reprezentacji Polski. Spójrzmy jednak na kadrę, która opiera się głównie na zawodnikach, którzy występują zagranicą. Jak widać Polacy potrafią grać w innych ligach i jest ich nawet kilku w Stanach Zjednoczonych, gdzie walczą o swoje miejsce w różnych rozgrywkach. Moim zdaniem trzeba postawić na otwarcie ligi i jestem przekonany, że zawodnicy z Polski obronią się swoją dobrą grą.
[nextpage]Nie boi się pan sytuacji, że po zniesieniu limitu kluby PLK będą korzystać tylko z zawodników z innych krajów, gdyż będą nieco tańsi?

- Myślę, że w pierwszym etapie taka sytuacja może się zdarzyć. Wszyscy będą myśleli, że Amerykanin bądź zawodnik z byłej Jugosławii będzie lepszy. Jednak z biegiem czasu wszystko wróciłoby do normy. Na pewno szybko zweryfikuje ich poziom rozgrywek. Poza tym chciałbym, żeby powstały nowe regulacje, które sprawią, że dużo silniejsze będą drużyny U-20, które posiadają zespoły z PLK. Byłoby to dobre zaplecze dla młodych talentów, którzy mogliby podnosić swoje umiejętności i tym samym budować silny fundament krajowych zawodników w najwyżej klasie rozgrywkowej.

[b]

W lutym odbędzie się Puchar Polski w Warszawie. Rozumiem, że się pan wybiera?
[/b]

- Nie wybieram się, gdyż w ten sam weekend gramy w Łańcucie i jadę z naszą drużyną na Podkarpacie. Może uda mi się obejrzeć pierwszy dzień turnieju, ale priorytetem jest dla mnie nasz mecz z liderem.

Jak odbiera pan przyznanie Warszawie organizacji tego turnieju? Ma to służyć jeszcze większej popularyzacji tej dyscypliny w stolicy?

- Ja uważam, że koszykówka w naszym mieście jest bardzo popularna. Zawsze porównuje to do muzyki hip-hopowej, która nie pojawia się w radiu czy w mediach, ale ma wielkie grono swoich odbiorców. Podobnie jest z koszykówką. Wielu ludzi uprawia ten sport, gra w amatorskich ligach czy ogląda samą NBA, natomiast zainteresowanie polską ligą mocno kuleje. Zorganizowanie turnieju Pucharu Polski w Warszawie jest świetnym ruchem. Jest to zawsze dodatkowa promocja miasta i koszykówki.

Porozmawiajmy teraz o aktualnych wydarzeniach. Niedawno karierę zakończył Cezary Trybański. Z jego wypowiedzi można było usłyszeć lekki żal, że już go nie ma w Legii.

- Czarek bardzo dobrze czuł się w Warszawie i w Legii. Jest to miasto, w którym się urodził i stawiał pierwsze kroki w koszykówce. Na pewno jest w nim jakiś żal, że ten czas już upłynął. Pewien etap już się zakończył. Rozstaliśmy się z nim w zgodzie i w wielkiej sympatii.

W pewnym momencie mówiło się, że posada trenera Legii jest zagrożona. Pan wytrzymał jednak presję i dalej zaufał trenerowi Piotrowi Bakunowi. To przynosi efekty, gdyż Legia gra fantastycznie, a jej seria 9 meczów bez porażki może imponować.

- To nie była kwestia, czy należy zmieniać trenera czy nie. Szukaliśmy przyczyny naszej słabszej gry. Cieszę się, że udało nam się zażegnać kryzys. To nie jest moja zasługa tylko ludzi, którzy pracują w Legii. Jest to nasza tajemnica jak to zrobiliśmy, ale najważniejsze, że są efekty. Jak to się mówi - "ustaliśmy to pod koszem" i teraz zbieramy tego owoce. Nie zawsze trzeba robić wielkie transfery. Czasami trzeba dotrzeć do głów zawodników i wyjaśnić pewne sprawy. Jest dobrze, ale zobaczymy jak będzie to wyglądało w przyszłości.

A propos Mateusza Jarmakowicza. Był on brakującym elementem, który sprawił, że drużyna obecnie nie ma już słabych punktów?

- Miałem wrażenie, że transfer Mateusza był w mediach lekko wykpiwany. Zarówno ze strony dziennikarzy czy koszykarskich ekspertów. Mateusz na pewno broni się swoją grą, fajnie, że wpasował się w nasz zespół. Jest bardzo silnym zawodnikiem i okazał się brakującym elementem, który podniósł jakość drużyny. Przeciwnicy mają z nim spore problemy.

Rozmawiał Jakub Artych

Źródło artykułu: