WP SportoweFakty: Za nami święta Bożego Narodzenia. Trochę pan odpoczął od koszykówki?
Krzysztof Koziorowicz: Myślę, że wszystkim nam był potrzebny odpoczynek. Zarówno chłopakom, jak i trenerom. Tym bardziej, że święta Bożego Narodzenia sprzyjają, żeby być z rodziną, przynajmniej trochę czasu poświęcić. Szczególnie myślę o chłopakach, ponieważ większość zespołu jest spoza Stargardu. Nie tylko się sportem żyje. Na pewno w momencie, kiedy trwa trening i mecz, natomiast są również inne ważne sprawy. Trzeba uszanować tradycję i rodzinę.
Nie zawsze tak się trafia, ale tak w tym roku ułożył się kalendarz, że przerwa od meczów I ligi trwa trzy tygodnie. Przyda wam się ten okres? Szczególnie, że gracie wąskim składem.
- Jest sporo drobnych urazów. To się nie bierze z niczego. W większości przypadków gramy ósemką. Dość wcześnie zaczęliśmy przygotowania i mocno trenujemy. To są organizmy ludzkie, których się nie oszuka. Trzeba dać moment wyluzowania, ale to nie jest bezczynny odpoczynek. Ćwiczyliśmy do czwartku 22 grudnia. Przez okres świąteczny każdy miał indywidualne zadania. Teraz przez trzy dni po dwie jednostki treningowe. Weekend wolny, ale w poniedziałek zespół melduje się już do treningu. Przerwy są, ale niezbyt długie. Mam nadzieję, że nie spowodują zachwiania formy sportowej.
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy
Różnie mówiło się o waszym obozie w Pobierowie. Z jednej strony Spójnia Stargard w ostatnich latach przygotowywała się na miejscu, gdzie też są dobre warunki do treningów. Wam jednak ten wyjazd się przydał. Zespół się zintegrował a do tego bardzo solidnie popracowaliście nad morzem.
- Dobre spostrzeżenie o tej integracji. To jest niezbędne w momencie, gdy jest się razem przez osiem dni. Na bieżąco mają szansę wymienić poglądy. Cały czas mam ich pod ręką, więc możemy trenować dwa, trzy razy dziennie. Jednostek w tak krótkim czasie jest o wiele więcej niż na miejscu, gdzie jest czas powrotu do domu i innych obowiązków. Tam zajmują się tylko koszykówką. Czas mają wyłącznie na trening. Wykorzystaliśmy też warunki. Obciążenie przesunęło się z typowej siłowni na siłę dynamiczną i treningi na piasku.
Za zespołami z I ligi połowa rundy zasadniczej. Spójnia zajmuje drugie miejsce z bilansem 12 zwycięstw i trzech porażek. Jest pan zadowolony z dotychczasowych osiągnięć?
- Na pewno tak. Chwała przede wszystkim chłopakom za to. Okazali się facetami z charakterem. Sporo zwycięstw wyrwaliśmy w końcówkach. Porażki też powodują pewien rodzaj powrotu do rzeczywistości. Nie jesteśmy aż tak silnym zespołem, żeby wszystko wygrywać a jednak sporo zwycięstw udało nam się odnieść. Druga runda będzie dużo trudniejsza. Wszystkie zespoły będą do nas podchodziły z pełnym respektem. Nie będzie już elementu zaskoczenia. Musimy grać jeszcze lepiej, żeby wygrywać.
Trudno będzie utrzymać drugie miejsce? Legia Warszawa traci tylko punkt a następne zespoły też są blisko.
- Zgadza się. Wielokrotnie powtarzałem, że w większości przypadków wyniki są nieodgadnione. To oznacza, że żadna porażka nie przekreśla dobrego rezultatu w końcowej klasyfikacji. Jednocześnie każde zwycięstwo nie daje też pewności, jakie miejsce się zajmie.
Stawiacie sobie jakiś cel minimum na rundę zasadniczą, żeby na przykład utrzymać przynajmniej miejsce w pierwszej czwórce?
- Osobiście inaczej na to patrzę. Zajmuję się najbliższym spotkaniem. W każdym meczu będziemy bić się o zwycięstwo. Niezależnie od tego, z kim gramy i jakim aktualnie składem dysponujemy.
Rywale się wzmacniają. Zawsze tak jest w połowie sezonu I ligi. Spójnia też planuje transfery?
- Na dzisiaj jesteśmy w tym składzie, w którym zaczęliśmy sezon. W takim pojedziemy do Tychów. Nic nie zapowiada, żeby się personalnie u nas zmieniło, natomiast w GKS-ie zadebiutuje Marcin Kowalewski. Dobry zawodnik sprowadzony z Noteci Inowrocław. Tym większa siła zespołu, który uważam, że w dalszym ciągu pretenduje do tego, żeby bić się o awans.[nextpage]Letnie transfery za to były udane. Każdy z pozyskanych zawodników wnosi coś do drużyny bez względu na to, czy zaczyna mecz w podstawowej piątce, czy na ławce rezerwowych.
- Cała ta ósemka i pozostali, którzy grają mniej. Myślę tu o Pawle Bodychu i Bartku Berdziku mocno wspierają. Poza tym, że dają krótkie zmiany w meczach to mocno pomagają w treningu. To też jest ich zasługa, że ten zespół ma na treningu opór i z kim walczyć. W tym momencie trening jest intensywniejszy a poziom lepszy.
Zwykle gra jednak ośmiu koszykarzy. Kilka razy już spotkałem się w tym sezonie z opiniami, że tą liczbą zawodników nie da się utrzymać tak wysokiego poziomu przez cały sezon. Dla pana ta rotacja jest wystarczająca, czy przydałaby się trochę większa?
- W ostatnim spotkaniu, bardzo krótko, spróbowałem już z Bartkiem Berdzikiem. Liczę na to, że szybko do zdrowia wróci Paweł Bodych. Myślę o tym, żeby występ tych dwóch graczy był dłuższy. W tym momencie będzie czas na to, żeby zregenerowali się ci, którzy rzeczywiście grają ponad 20 a nawet 30 minut na mecz.
Co stało się z Pawłem Bodychem? Nie pojechał na mecz do Gliwic.
- Po raz drugi skręcił staw skokowy. Trochę nieszczęśliwy sezon. Zaczął przyzwoicie, ale szybko złapał kontuzję. Zaczął dochodzić do siebie, nie minął tydzień i znowu skręcony staw skokowy. Myślę, że gdzieś na połowę stycznia będzie gotowy.
Dlatego też z konieczności musiał Hubert Pabian pojechać na ten mecz?
- Grał dłużej niż zakładaliśmy. Chcieliśmy go oszczędzić, bo już wcześniej miał problem z pachwiną. Nie chcieliśmy żeby to przeciągnęło się na dłuższy czas. Czekaliśmy na przerwę, żeby wszystko wróciło do normy. Musiał grać więcej. Drobny uraz miał również Marcin Dymała. Też dwa ostatnie tygodnie przed świętami mniej trenował. W tej chwili wszystko wróciło do normy. Mam nadzieję, że obaj gracze będą w dobrej dyspozycji.
Jak wygląda sytuacja zdrowotna Konrada Koziorowicza?
- Już z nami ćwiczy. Mam nadzieję, że w połowie stycznia lub pod koniec tego miesiąca będzie gotowy do gry. Trudno jednak przewidywać, bo to on musi dać sygnał, że jest już pewien, że noga jest w pełni sprawna.
Ostatnio nie szło wam na wyjazdach. Trzy porażki z rzędu, ale były to takie mecze, w których rywale dobrze zagrali.
- GTK Gliwice potwierdziło dobrą dyspozycję. ACK UTH Rosa Radom pokazała swoją siłę w meczu z Sokołem. Porażka po dogrywce w Łańcucie nie przynosi ujmy. W pozostałych spotkaniach też biliśmy się. Może nie udało się w końcówce wyrwać, ale próbowaliśmy grać do końca, pomimo że możliwości rotacji przez drobne urazy jeszcze bardziej się zmniejszyły.
Wiele mówi się o wynikach. Porozmawiajmy jeszcze o stylu. Czy przed sezonem spodziewał się pan, że tak ten zespół będzie grał, czy jednak trochę inaczej?
- O wiele większy nacisk kładłem na defensywę. Okazuje się, że w ofensywie naprawdę dobrze prosperujemy. Do obrony w dalszym ciągu mam duże zastrzeżenia. Z reguły zespoły, które prowadziłem dobrze broniły i traciły mniej punktów. O tym decyduje nie tylko sama praca, ale do określonych wytycznych i filozofii gry trenera trzeba mieć predyspozycje. Na pewno trzeba dbać o obronę, ale też pielęgnować atak, skoro dobrze sobie radzimy.
W ataku jesteście najlepsi w lidze i od początku była to główna broń Spójni.
- Cieszy to, natomiast jeszcze bardziej by mnie radowało poprawienie defensywy. Chciałoby się żeby obie te rzeczy wyglądały bardzo dobrze. Będziemy w tym kierunku pracować. Na ile to się uda? Życie pokaże.
Rozmawiał Patryk Neumann