Mecz w Kłajpedzie kończył pierwszą rundę fazy grupowej Basketball Champions League dla Rosy Radom. W pierwszej kwarcie przyjezdni dali się zdominować wicemistrzom Litwy, przegrywając 6:16. Po powrocie na parkiet otrząsnęli się z niemrawego początku, spisując się koncertowo w drugiej części. Nie tylko odrobili straty, ale i wyszli na dwa punkty prowadzenia (31:29). Taki przebieg boiskowych wydarzeń zapowiadał emocjonujące kolejne 20 minut.
W nich podopieczni Wojciecha Kamińskiego dzielnie dotrzymywali kroku KK Neptunasowi Kłajpeda. W pewnym momencie wygrywali nawet pięcioma "oczkami". Rywale byli jednak bardzo dobrze dysponowani w rzutach z dystansu, więc gdy zniwelowali różnicę, a później nieznacznie "odskoczyli", wiadomo było, że o losach pojedynku w grupie C przesądzą końcowe fragmenty.
W nich więcej "zimnej krwi" zachowali koszykarze prowadzeni przez doskonale znanego w Polsce Dainiusa Adomaitisa. Ostatecznie zwyciężyli 66:63, umacniając się na pierwszym miejscu w tabeli.
- Myślę, że graliśmy dobrze w tym meczu właściwie do samego końca. Rywale w ważnych momentach trafili kilka istotnych rzutów, natomiast my parę przestrzeliliśmy - zaznaczył po zakończeniu zawodów Gary Bell.
ZOBACZ WIDEO Teodorczyk bohaterem Anderlechtu
Amerykanin był najlepiej punktującym zawodnikiem wicemistrzów Polski w tym spotkaniu. Zdobył 16 "oczek" przy skuteczności 6/11 z gry, w tym 4/6 "za trzy". Ponadto miał trzy zbiórki, tyle samo przechwytów i asystę, kończąc starcie z najwyższym wskaźnikiem efektywności spośród wszystkich zawodników przebywających na parkiecie: +18.
Przed tygodniem Rosa przegrała wysoko (63:83) przed własną publicznością z mistrzem Francji. - W spotkaniu z Asvelem nie spisaliśmy się tak dobrze, jak teraz. Na Litwie przegraliśmy nieznacznie, ale mam nadzieję, że wyrównana walka z tak silnym rywalem da nam dużo pewności - podkreślił Bell.