James Harden wrócił do Oklahoma City, gdzie grał przez swoje trzy pierwsze sezony w NBA, ale to nie on tego wieczoru ukradł show. Głośno będzie znów o Russellu Westbrooku, który nie dość że poprowadził Thunder do siódmego zwycięstwa, to jeszcze przypieczętował triumf drużyny w bardzo efektowny sposób.
28-latek niespełna sześć sekund przed końcem meczu popisał się wsadem, wprawiając w euforię wszystkich kibiców zgromadzonych w Chesapeake Energy Arena. Nie zatrzymał go nawet dobry obrońca, podkoszowy Clint Capela. Westbrook doprowadził wówczas do stanu 105:100, a Houston Rockets nie zdołali już odrobić strat.