Jerzy Stachyra, prezes PGE Turowa: Ból głowy jest, ale nie grozi nam katastrofa

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Jerzy Stachyra zrezygnował z funkcji prezesa PGE Turowa Zgorzelec
WP SportoweFakty / Jerzy Stachyra zrezygnował z funkcji prezesa PGE Turowa Zgorzelec
zdjęcie autora artykułu

- Zobowiązania będą się za klubem ciągnęły jeszcze przez jakiś czas i będą dla nas bólem głowy. Myślę jednak, że te najbardziej palące zostały już w jakiś sposób uregulowane - mówi o sytuacji finansowej PGE Turowa prezes klubu Jerzy Stachyra.

[b]

WP SportoweFakty: Czy jest pan zadowolony z transferów, które udało się przeprowadzić tego lata?[/b] Jerzy Stachyra: Myślę, że transfery, które do tej pory przeprowadziliśmy są udanymi ruchami. Zdołaliśmy stworzyć dobrą i równą drużynę. Wszyscy zawodnicy są na wysokim poziomie i gwarantują emocje w nadchodzącym sezonie. Moim zdaniem jest to zespół z dużym potencjałem, który jest w stanie powalczyć o wysokie cele sportowe. Z kim negocjowało się najciężej i najdłużej? - Z każdym zawodnikiem negocjacje są trudne i żmudne. Wbrew pozorom, to nie zawsze pieniądze są ich najtrudniejszym elementem. Często są to różne dodatkowe sprawy, których zawodnicy również oczekują, takie jak np. odpowiednie warunki mieszkaniowe. Jest więc wiele elementów, które musimy wynegocjować i to zazwyczaj trwa. Natomiast skoro podpisaliśmy kontrakty, to oznacza, że z każdym z zawodników udało się dojść do porozumienia Wydaje się, że przede wszystkim zależało wam na tym, by stworzyć skład z osób, które kojarzą się ze Zgorzelcem i przyciągną kibiców na trybuny. - Budując drużynę braliśmy pod uwagę wiele aspektów. Te sportowe były oczywiście bardzo ważne i znajdowały się na pierwszym miejscu. Oprócz tego chcieliśmy, aby nie była to drużyna składająca się tylko z zawodników grających pod szyldem PGE Turowa, ale przede wszystkim z takich, którzy oprócz tego, że grają dla naszego klubu, to są w jakiś sposób związani z tym miastem i rejonem oraz którzy pokazują, że klubowi zależy na tym, żeby był mocno osadzony w tym środowisku. I stąd też właśnie pomysł na powrót Davida Jacksona i Bartosza Bochno. W pewnym stopniu można więc powiedzieć, że jest to sezon powrotów dla PGE Turowa, ale powrotu dobrych zawodników, którzy budowali tę markę i którzy są w stanie nadal ją w przyszłości budować. Drugim z elementów przy budowie drużyny, była chęć połączenia doświadczenia z młodością. Mamy zawodników ogranych, takich jak chociażby Kirk Archibeque, który również grał u nas wcześniej i chętnie do Zgorzelca wrócił. Młodzi zawodnicy są z kolei moim zdaniem bardzo perspektywiczni. Zaliczam do nich m.in. Kacpra Borowskiego i Michała Michalaka. Następnymi zawodnikami, którzy zagrają w Zgorzelcu już kolejny sezon są Michael Gospodarek i Mateusz Kostrzewski. Będzie to ich trzeci rok w PGE Turowie więc też nie są to osoby dla których nasz klub jest czymś nowym. Taka mieszanka zapewni w moim przekonaniu zarówno właściwy poziom sportowy, jak i odpowiedni wizerunek drużyny w mieście, ponieważ są to gracze lubiani w Zgorzelcu, którzy dużo z siebie dają. Osobiście spotykam się już z pozytywnymi opiniami na temat tegorocznego składu. Zdecydowana większość zawodników, a także trener Mathias Fischer, mają podpisane dwuletnie kontrakty. Czy jest to wasz sposób na zapewnienie klubowi stabilnej przyszłości? - W tym roku budowaliśmy drużynę praktycznie od zera, ale traktujemy ją jako projekt kilkuletni. Zdajemy sobie sprawę, że bardzo trudno byłoby wrócić do walki o najwyższe cele w ciągu jednego sezonu. Chcemy więc spokojnie budować mocny zespół, który z czasem będzie dobrze zgrany i będzie się dobrze rozumieć. Czy był to pana autorski pomysł, by na ławce trenerskiej dać szansę trenerowi Mathiasowi Fischerowi? - Na pewno nie ja sam jestem ojcem tego pomysłu, aby Mathias Fischer pracował właśnie tutaj. Tych nazwisk trenerskich przewijało się naprawdę dużo. Była jednak grupa doświadczonych i związanych z klubem osób, które analizowały rynek, możliwości, a przede wszystkim nasze potrzeby. Mathias Fischer był od samego początku pierwszym wyborem i trenerem z którym chcieliśmy współpracować. Cieszę się, że po dosyć długich negocjacjach, udało się doprowadzić do tego, że dzisiaj jest on naszym szkoleniowcem. Pierwsze tygodnie pokazują, że jest to dobra współpraca i że jest to osoba z którą się dogadujemy i która dużo da zespołowi. To chyba jednak zdecydowanie inny typ trenera niż np. wybuchowy Miodrag Rajković? - To zdecydowanie inny typ człowieka niż trenerzy, którzy pracowali w klubie wcześniej. Nie ukrywam jednak, że ten charakter i ten sposób prowadzenia drużyny, podoba mi się. Widzę, że trener Fischer szanuje zawodników i jest impulsywny wtedy, kiedy trzeba zmobilizować graczy. Jest również mocno zaangażowany w zajęcia treningowe. Czy trener Fischer ma być również swego rodzaju "magnesem" na kibiców z pobliskiego Goerlitz? - Jest to na pewno jakiś potencjał. Ciągle liczymy na to, że to duży rynek, który wciąż jest dla nas otwarty. Bardzo chciałbym, aby zatrudnienie trenera Fischera przełożyło się również na to, że więcej osób zza naszej granicznej rzeki będzie przychodziło na mecze PGE Turowa. Myślę, że zajmie to trochę czasu, aby ta wiadomość dotarła do wielu osób po niemieckiej stronie. Liczę jednak na to, że PGE Turów stanie się coraz bardziej rozpoznawalną, znaną, a także kochaną drużyną w Niemczech. [b]

A jak pan odnalazł się na rynku transferowym? Był to pański debiut jeżeli chodzi o budowę koszykarskiego zespołu. [/b] - Od pierwszych miesięcy mojej pracy, poświęciłem bardzo dużo czasu, energii i uwagi na to, żeby wejść w całe środowisko koszykarskie oraz pewne niuanse, które rządzą światem koszykówki. Bardzo chciałem uzyskać jak najwięcej informacji, nauczyć się i poczuć to, na czym tak naprawdę cały ten biznes polega. Myślę, że to mi się udało. Dużo się nauczyłem, zdobyłem sporo doświadczeń, które są dla mnie cenne. Oczywiście zawdzięczam to współpracy z osobami, które całe życie poświęciły koszykówce. Starałem się z wieloma takimi ludźmi rozmawiać i szanować ich zdanie, poddawać to analizie i ocenie oraz wybrać z tego to, co będzie najlepsze dla klubu, bo moim zdaniem bardzo ważne jest patrzenie zarówno na aspekt sportowy, jak i biznesowy. Z jednej strony muszę więc brać pod uwagę cele sportowe, ale patrzeć także na klub jako na spółkę. Wszystko, co dzieje się w klubie to ciekawe dla mnie doświadczenie. Cały świat koszykówki jest szalenie interesujący, bardzo lubię to, co robię i szybko przekonałem się, że nie jest to zwykła praca. Z każdym dniem zakochuje się w koszykówce coraz bardziej i będzie to już na pewno miłość do końca życia. Zwłaszcza dlatego, że jestem stąd i na mecze PGE Turowa zacząłem chodzić wiele lat temu. To, że mogę być teraz częścią tego klubu, jest dla mnie dużą sprawą.

Co było dla pana najtrudniejsze na samym początku przygody z PGE Turowem Zgorzelec? - Bardzo szybko musiałem nauczyć się tego, jak drużyna funkcjonuje i jakie warunki należy spełnić, żeby była ona profesjonalna. Miałem okazję zobaczyć od kuchni cały ten świat koszykówki, bo na meczu wielu rzeczy nie widać. Zobaczyłem też, że wiąże się to z wieloma problemami oraz, że nie jest to tylko gra raz, czy dwa razy w tygodniu na boisku, ale także wiele innych spraw, które należy zorganizować i mieć pod kontrolą. Jest to na pewno praca wielowymiarowa na różnych płaszczyznach. Daje jednak wiele satysfakcji i chyba nigdzie indziej, w żadnym biznesie, nie można doświadczyć takich doznań, jakie są w sporcie zawodowym. [nextpage] Pierwszy sukces ma pan już za sobą ponieważ w trudnych czasach dla finansowania klubów ze spółek skarbu państwa, udało się panu wynegocjować dwuletnia umowę sponsorską z koncernem PGE . - Żyjemy w takich czasach, że uzyskanie pieniędzy na sport nie jest łatwe. Tym bardziej, że nasz sponsor to spółka skarbu państwa, więc myślę, że to duży sukces, że udało się podpisać umowę z Polską Grupą Energetyczną. Będziemy dokładać wszelkich starań, aby koncern PGE był z tej współpracy w dalszym ciągu zadowolony i aby ta umowa nie była ostatnią. Czy momentem grozy było nagłe zerwanie przez PGE obowiązującej umowy sponsorskiej z utytułowanym siatkarskim klubem, Atomem Treflem Sopot? - Myślę, że wzbudziło to pewne zaniepokojenie wśród wszystkich zespołów, które są finansowane nie tylko przez PGE, ale także i przez inne spółki skarbu państwa. Ja natomiast nie znalem przyczyn rozwiązania tej umowy, jak i całej sytuacji tak dogłębnie, by być w stanie ją przeanalizować. Z drugiej strony był więc pewien spokój i wiedziałem, że nie musi się to przełożyć na inne kontrakty, a w szczególności na umowę z Turowem. Patrzyłem na tę sytuację ze spokojem i z wiarą w to, że będzie dobrze.

ZOBACZ WIDEO: Lewandowski dostanie swój... pomnik

Do tej pory każda umowa Turowa z PGE była podpisywana na trzy lata, a aktualna będzie obowiązywać przez dwa. Dlaczego? - Można to skomentować na dwa sposoby: szkoda, że nie na trzy lata, ale dobrze, że nie na rok. Dla nas sytuacja byłaby na pewno bardziej komfortowa, gdyby to była trzyletnia umowa. Nie można interpretować jednak tego tak, że kolejny kontrakt jest powtórzeniem tego, co było wcześniej. Obecna umowa nie jest lustrzanym odbiciem poprzedniej. Są pewne nowe zapisy, nowe obowiązki nakładane na klub. Moim zdaniem fakt, że ten kontrakt został podpisany na dwa lata, należy traktować w kategorii sukcesu, bo wiemy, że w następnym sezonie nie musimy od nowa rozpoczynać negocjacji i myśleć o tym, czy umowa będzie czy nie. Dzięki temu sytuacja będzie dla nas bardziej komfortowa i łatwiejsza. [b]

Czy wynegocjowane pieniądze pozwolą zarówno na spłatę długów, jak i dobre wyniki sportowe?[/b] - Nie ukrywam tego, że PGE Turowa Zgorzelec nie da się uzdrowić całkowicie ani w ciągu jednego, ani dwóch sezonów, więc ten proces dochodzenia do całkowitej spłaty zobowiązań jest planem kilkuletnim. W krótszym terminie ważne jest to, żeby klub miał płynność i właśnie to jest jednym z naszych podstawowych celów. Moim zadaniem jest znalezienie pewnej równowagi pomiędzy bieżącą działalnością, a nadrabianiem tego, co klub stracił pod względem biznesowym w przeszłości. Zawsze istnieje pytanie, w którym miejscu ta granica równowagi powinna być postawiona: czy całkowicie odpuścić sobie jeden sezon, po to żeby uregulować większą część zobowiązań, czy jednak starać się połączyć walkę o dobry wynik sportowy ze spokojnym spłaceniem długów. W tym sezonie ta linia podziału została w pewnym miejscu postawiona. To nie jest tak, że wszystkie pieniądze poszły na pierwszą drużynę i nie myślimy o spłacie starych zobowiązań, ale nie jest też tak, że całkowicie odpuściliśmy sobie cele sportowe. Na pewno będziemy walczyć, ponieważ ten kontrakt jest na tyle wysoki, że pozwoli nam na to, aby PGE Turów nie zamykał tabeli. Jednocześnie umożliwi podjęcie starań o uzdrowienie sytuacji biznesowej klubu. Jest to jednak plan zarysowany na więcej niż jeden sezon. Czy tych zadłużeń, pozostawionych panu w spadku przez poprzedni zarząd, jest jeszcze sporo? - Na pewno te zobowiązania będą się za klubem ciągnęły jeszcze przez jakiś czas i będą dla nas bólem głowy. Myślę jednak, że te najbardziej palące zostały już w jakiś sposób uregulowane. Nie mogę niestety podać konkretnej kwoty. Jest to znacząca suma dla klubu, ale nie pochłania bardzo dużej części kontraktu. Zadłużenia dotyczą byłych zawodników PGE Turowa, czy firm, które świadczą dla klubu różnego rodzaju usługi? - Zadłużenie było przenoszone z kolejnych okresów, z sezonu na sezon. Kończył się sezon i trzeba było uregulować zadłużenia jeszcze z poprzedniego i zawsze w ten kolejny nie wchodziło się z zerowym bilansem, ale z przeświadczeniem, że w pierwszej kolejności trzeba spłacić stare zobowiązania. Nie ma jednak takiej sytuacji, że jesteśmy winni pieniądze zawodnikom jeszcze sprzed kilku lat. Wtedy nie moglibyśmy nawet grać w lidze, bo nie uzyskalibyśmy licencji. Obecnie są to zobowiązania wobec miasta, a także wobec niektórych z kontrahentów. Staramy się to powoli i systematycznie regulować. Czy teraz, gdy poznał pan już zasady zarządzania klubem sportowym, może pan stwierdzić, że wygenerowanie tak sporych zadłużeń było efektem niekompetencji poprzednich władz? - Na tę sytuację złożyło się kilka czynników i nie ma jednej przyczyny. Niektóre z nich były obiektywne np. takie jak duże zmiany walut. Ja patrzę na to w ten sposób: kiedy przychodziłem do spółki, to wiedziałem że ma ona określone problemy, wiedziałem, że czeka mnie trudne zadanie i że będę musiał się z tym borykać. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby klub odzyskał jak najlepszy wizerunek i by był w stanie znowu walczyć w lidze. Istotne jest także to, aby kibicie chcieli przychodzić na mecze i aby klub funkcjonował jeszcze przez wiele kolejnych lat. To jest moim celem i na tym się koncentruje. Czyli w chwili obecnej z pełną świadomością może pan stwierdzić, że klub na pewno jest wypłacalny? - Klub powoli wychodzi ze swoich problemów i nie widzę, by groziła mu jakaś katastrofa. PGE Turów bardzo sprawnie przeszedł tegoroczny proces weryfikacyjny. Czy to oznacza, że nie posiadacie żadnych ugód z byłymi zawodnikami, czy te ugody zostały po prostu zawarte? - Bardzo chciałem, aby proces weryfikacji zakończył się dla nas pomyślnie w pierwszym podejściu, ponieważ w przeszłości bywało z tym różnie. Mocno starałem się, żeby zostało to skutecznie zakończone, choć nie obyło się całkowicie bez ugód. Z głośniejszych nazwisk, którym klub był lub jest winien pieniądze, wymienia się m.in. Łukasza Wiśniewskiego oraz Michała Chylińskiego. Na jakim etapie jest realizacja porozumień z tymi graczami? - Klub nie ma zaległości wobec tych zawodników z tytułu wynagrodzenia. [b]Rozmawiał Bartosz Seń

[/b]

Źródło artykułu: