Od samego początku w piątkowym spotkaniu inicjatywę przejęli włocławianie, którzy dyktowali warunki gry. Zespół ze Szczecina kompletnie nie potrafił przeciwstawić się agresywnie grającej ekipie Igora Milicicia. W samej pierwszej kwarcie goście trafili zaledwie jeden z siedmiu rzutów z gry.
Szczecinianie przez zdecydowaną większość meczu byli jedynie tłem dla świetnie grającego Anwilu Włocławek. Kwintesencją beznadziejności King Wilków była trzecia kwarta, w której goście wywalczyli zaledwie trzy punkty!
- Faktycznie nie wyglądaliśmy jak drużyna, która chce coś osiągnąć w play-offach. Jeszcze do przerwy w miarę się trzymaliśmy Anwilu, ale już na początku drugiej połowy się kompletnie zakopaliśmy. Później nie było ani obrony, ani ataku. To był gwóźdź do trumny i wykonanie wyroku - mówi Łukasz Majewski, kapitan King Wilków Morskich.
ZOBACZ WIDEO Czas na finał TBL. Powtórka sprzed roku (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Najbardziej po szczecińskiej stronie zawiodła skuteczność. Goście trafili zaledwie cztery "trójki" na 23 próby. Zabrakło punktów ze strony Majewskiego, Pawła Kikowskiego i Pawła Leończyka. Ten tercet zdobył zaledwie 10 punktów.
- Zawiodła skuteczność. Nie mogliśmy nic trafić, ale z drugiej strony nie oddawaliśmy takich rzutów, które normalnie egzekwujemy - przyznaje zawodnik szczecińskiego zespołu.
- Anwil taki dobry i my tacy słaby. Po części działało to w dwie strony. Aczkolwiek to są play-offy i jest dopiero 0:1. Tutaj nie ma znaczenia fakt, czy przegrywasz jednym punktem czy 30 - dodaje Majewski.
W niedzielę drugie spotkanie w tej serii. W szczecińskim obozie w przerwie pomiędzy meczami najwięcej pracowało się nad kwestią mentalną. Marek Łukomski nie miał łatwego zadania, bo musiał oczyścić głowy zawodników po piątkowym blamażu.
- Trzeba wziąć się do kupy i mentalnie się odbudować. W grze można poprawić detale, ale nie mówmy o wielkich korektach, bo na to nie ma czasu i miejsca - tłumaczy zawodnik King Wilków Morskich.