Do meczu derbowego słupszczanie przystąpili niezwykle zmotywowani, mimo że w składzie brakowało dwóch podstawowych zawodników - Cheikha Mbodja i Jarosława Mokrosa. Czarne Pantery chciały udowodnić, że nie są tylko drużyną własnego parkietu (ostatnią wygraną na wyjeździe gracze Donaldasa Kairysa odnieśli bowiem dwa miesiące wcześniej).
Co prawda pierwsza kwarta była jeszcze w miarę wyrównana, ale od drugiej odsłony tempo i warunki gry zaczęli dyktować goście, którzy tę część meczu wygrali aż 32:10! Do przerwy słupszczanie mieli o 30 oczek więcej od gospodarzy. Sam Demonte Harper miał 23 punkty na swoim koncie (gospodarze łącznie 29).
- Myślę, że pierwsza połowa była świetna w naszym wykonaniu. Cieszyliśmy się grą, trafialiśmy praktycznie rzut za rzutem. Nasi kibice byli pod dużym wrażeniem. To jednak nas wybiło z rytmu. Za szybko się rozluźniliśmy i poczuliśmy, że mecz sam się wygra. Zapomnieliśmy, że to są derby i trzeba walczyć do samego końca, bo rywale nigdy się nie poddają - mówi litewski szkoleniowiec Energi Czarnych Słupsk.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienazywo. Odrodzenie polskich siatkarzy. "Kadra była bliska śmierci, teraz są piekielnie mocni"
Po przerwie gospodarze znacznie poprawili swoją grę i w pewnym momencie zredukowali nawet straty do dziewięciu oczek, ale na więcej nie było ich stać tego dnia. Ostatecznie słupszczanie triumfowali 89:75.
- Przeciwnicy zaczęli walczyć. Zaczęliśmy popełniać proste błędy i to skrzętnie wykorzystali gospodarze. Niemal straciliśmy całą przewagę. Nie byliśmy agresywni w drugiej połowie. Mieliśmy zaledwie trzy rzuty wolne, co nie jest dobrym wynikiem. Na szczęście w czwartej kwarcie opanowaliśmy sytuację i zasłużenie wygraliśmy - przyznaje Donaldas Kairys.
W play-offach słupszczanie zmierzą się z Polskim Cukrem Toruń. Pierwszy mecz w czwartek. Początek zawodów o godzinie 20:00.