[b]
WP SportoweFakty: Mało się o tym mówi, ale prawdą jest, że King Wilki Morskie Szczecin swój cel w tym sezonie już osiągnęły.[/b]
Marek Łukomski: To prawda. Naszym celem na ten sezon była gra w play-offach. Cieszymy się, że udało nam się to zrealizować, ale to nie oznacza, że teraz położymy się przed Anwilem Włocławek. Gramy dalej o kolejne zwycięstwa.
W ostatnich miesiącach swoją dobrą grą rozbudziliście apetyty kibiców.
- Można to w dwojaki sposób odebrać - albo rozbudziliśmy apetyty albo po prostu w końcu gramy na miarę naszych umiejętności. Dużo się od nas oczekiwało, ale dopiero pod koniec sezonu zasadniczego nasza gra w końcu mogła się podobać. To też miało odzwierciedlenie w wynikach.
ZOBACZ WIDEO Zika, recesja, polityczna zawierucha... Plagi nękają organizatorów IO (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Dlaczego tak późno zaczęliście grać na miarę oczekiwań?
- Trzeba zacząć od tego, że zbudowaliśmy kompletnie nowy skład, który potrzebował czasu, aby się ze sobą zgrać. Z poprzedniego sezonu zostali jedynie Kikowski, Nikolic i Majcherek. Reszta zawodników była kompletnie nowa. Mieliśmy trudny początek sezonu. Ja też się wszystkiego uczyłem, bo dla mnie to też debiutancki sezon w TBL. Jak to wszystko razem zapaliło, to od razu lepiej zaczęliśmy funkcjonować. Do tego przeprowadziliśmy trafne transfery rozgrywających. To dało nam ekstra kopa.
Udowodniliście, że świetną grą w ofensywie również można wygrywać mecze i osiągać spore sukcesy.
- Pewnie, że można. Przecież najlepszy przykład płynie ze Stanów Zjednoczonych. Golden State Warriors udowadniają, że atak w koszykówce jest rzeczą niezwykle ważną. Mówi się, że ofensywa wygrywa się pojedyncze spotkania, z kolei obroną tytuły. Ja się z tym zgadzam, dlatego przed meczem z Anwilem zwracaliśmy zawodnikom uwagę na lepszą postawę w obronie. Musimy to trochę podszlifować, bo w ataku sobie poradzimy.
Wspomniał pan o Golden State Warriors. Kilka tygodni temu w mediach padały określenia, że King Wilki Morskie Szczecin to polski odpowiednik zespołu z Oakland. Jak pan na to reagował?
- Media szczecińskie lansowały takie porównania. Pamiętam te tytuły: Golden State Warriors ze Szczecina. W sumie w marcu można było odnieść takie wrażenie, bo wtedy zdobywaliśmy przeciętnie ponad 100 punktów na mecz. Mówiło się o naszym ataku, ale nie wolno zapominać, że nasza obrona nie pracowała wcale tak źle.
Niektórzy mogą jedynie pomarzyć o takich porównaniach.
- Zdawałem sobie sprawę, że szczecińska publiczność nie będzie chciała przychodzić na mecze, w których drużyny będą zdobyły po 50-60 punktów. To nikogo by nie interesowało. Chcieliśmy zachęcić fanów do przyjścia atrakcyjną, widowiskową grą. Oczywiście nie zapominając o zwycięstwach, które były kluczową kwestią.
Ta kombinowana obrona Anwilu śni się panu po nocach?
- Przeglądałem większość pojedynków Anwilu w tym sezonie i myślę, że będziemy gotowi do tych pojedynków. Aczkolwiek doceniamy klasę rywala. To nie jest przypadek, że nikt nie znalazł sposobu na pokonanie Anwilu w Hali Mistrzów. Ich obrona robi różnicę, a do tego dochodzi także wsparcie trybun. Kibice od wielu lat świetnie dopingują swoich ulubieńców. To jest ich duży handicap.
Ostatnio we Włocławku przegraliście aż 63:94. Trudno przypuszczać abyście zagrali gorzej niż wtedy.
- To fakt, ale nie należy zapominać, że to Anwil jest faworytem tej rywalizacji. Ma przewagę własnego parkietu. We własnej hali włocławianie wygrali aż 16 meczów w tym sezonie. Powtarzam jednak zawodnikom, że każda seria musi się kiedyś skończyć.
Rozmawiał Karol Wasiek