Koszykarze z Warszawy środowy pojedynek rozpoczęli z wysokiego C. Wszak ich rywalem był GTK Gliwice, który zajmuje ostatnie miejsce w lidze. Podopieczni trenera Piotra Bakuna znakomicie wykorzystali słabość przyjezdnych, od początku meczu dyktując swoje warunki gry. Świetnie prezentował się Marcel Wilczek, który w ostatnich spotkaniach złapał wiatr żagle. Podkoszowy, po niemrawym początku sezonu udowadnia, iż może być mocnym punktem zespołu z Warszawy.
Zawodnicy trenera Pawła Turkiewicza nie zamierzali jednak odpuszczać. Marcin Stokłosa razem z Kacprem Radwańskim napędzali grę GTK, który liczył na sprawienie niespodzianki. Ponadto koszykarze z Gliwic zdecydowanie lepiej od rywali wypadali w zbiórkach, szczególnie na atakowanej tablicy. W szeregach Legii bardzo widoczny był brak Cezarego Trybańskiego, którego wzrost był wielkim atutem ekipy z Warszawy.
Dzięki ambitnej grze, goście ze Śląska zdołali nawet wyjść na prowadzenie 41:47.
Kibice drużyny z Warszawy z pewnością przecierali oczy ze zdumienia. Wszak to podopieczni Piotra Bakuna byli zdecydowanym faworytem tego meczu, a wynik zupełnie tego nie potwierdzał. Po zmianie stron gospodarze prezentowali się trochę lepiej, jednak rezultat cały czas oscylował wokół remisu.
Dopiero w czwartej kwarcie, drużyna ze stolicy wypracowała sobie większą zaliczkę, którą utrzymała do końca spotkania. Najskuteczniejszy w zespole z Warszawy okazał się Adam Parzych, autor 23 oczek. Na swoim dobrym poziomie zagrał Łukasz Wilczek, który dwoił się i troił. Podopiecznym Pawła Turkiewicza z kolei nie pomógł świetny występ Kacpra Radwańskiego, który zapisał na swoim koncie 18 punktów.
Legia Warszawa - GTK Gliwice 88:77 (23:18, 21:31, 25:17, 19:11)
[b]Legia[/b]: Parzych 23, Kukiełka 14, Ł. Wilczek 14, M. Wilczek 11, Aleksandrowicz 9, Linowski 9, Malewski 4, Andrzejewski 2, Paszkiewicz 2, Bierwagen 0.
GTK: Radwański 18, Załucki 14, Fraś 12, Pluta 12, Stokłosa 7, Bodych 6, Paul 6, Wróbel 2, Konsek 0, Włodarczyk 0.
[multitable table=670 timetable=493]Tabela/terminarz[/multitable]
na Instagramie 
na Facebooku 
