Zielonogórzanie już od pierwszych minut środowego spotkania mieli problem po obu stronach parkietu. Dowodem na to jest wynik pierwszej połowy, która zakończyła się rezultatem 43:24 na korzyść Zenitu Sankt Petersburg. - Faktycznie bardzo źle zaczęliśmy, czego na pewno nie chcieliśmy. Przed meczem zakładaliśmy, by przede wszystkim bronić, a nie wymieniać się koszami i ścigać się, kto zdobędzie więcej punktów. Kompletnie zawaliliśmy w defensywie i to było widać. Obrona była bardzo zła w naszym wykonaniu - przyznał Adam Hrycaniuk.
To właśnie pierwsza połowa była kluczowa dla losów tego pojedynku. W drugiej części podopieczni Saso Filipovskiego starali się gonić rywala, lecz bezskutecznie. - Po pierwszej połowie traciliśmy prawie 20 punktów, a później ciężko jest gonić. W drugiej połowie twardziej walczyliśmy, ale Zenit czuł się dobrze, wysoko prowadził i łatwo się wtedy gra. Nie ma presji, czasem wpadają zwariowane rzuty i to właśnie miało miejsce w drugiej połowie - skomentował środkowy Stelmetu BC Zielona Góra.
Ekipa z Rosji wykonała bardzo wiele rzutów z otwartych pozycji, co znalazło odzwierciedlenie w świetnej skuteczności Zenitu w trafieniach za dwa i trzy punkty. - Na treningach to wygląda dużo lepiej, niż miało to miejsce podczas tego meczu. Podczas tych zajęć walczymy, biegamy za sobą i czasem ciężko się otworzyć do pozycji. Powinniśmy to przetransferować na mecz, ale przeciwko Zenitowi to się nie udało. Rosjanie byli podbudowani swoją dobrą grą w ataku, przez co zaczęli odpowiednio bronić, agresywnie, poczuli się pewnie po dwóch stronach boiska, a nam trudno było się pozbierać - powiedział Hrycaniuk.