Tylko 54 punkty rzucili we własnej hali w meczu z Anwilem Włocławek zawodnicy King Wilków Morskich Szczecin. Niechlubny rekord tego sezonu drużyny z Zachodniopomorskiego to wynik bardzo dobrej defensywy rywali, którzy w ten sposób otworzyli sobie drogę do zgarnięcia szóstego zwycięstwa w tym sezonie.
Co ciekawe, szczecinianie dobrze zrealizowali jeden z elementów taktyki meczu z włocławianami, mianowicie ograniczyli skuteczność najlepszego strzelca Anwilu, Davida Jelinka (średnio w sezonie ponad 25 punktów na mecz, w środę "tylko" 13, ale na solidnej skuteczności - 5/10 z gry).
- Spełniliśmy tylko jeden warunek z naszych wszystkich założeń przedmeczowych. Davida Jelinka obawialiśmy się najbardziej, ale udało nam się zatrzymać tego gracza. Problem w tym, że mówiłem wcześniej i potwierdzam teraz ponownie swoje zdanie: Anwil to nie tylko Jelinek. To dziesięciu graczy gotowych do gry i gotowych do tego, aby odnieść zwycięstwo - powiedział trener szczecińskiego klubu, Marek Łukomski.
Wilki Morskie grały solidnie bliżej obręczy, trafiając 15 ze swoich 29 prób za dwa. Wynik ponad 50 procent skuteczności w tym elemencie to niezły rezultat. Problem w tym, że koszykarze ze Szczecina nie umieli znaleźć recepty na to, aby częściej przedostawać się w te strefę. Anwil umiejętnie wypychał szczecinian na dystans, a tam już nie było tak efektywnie. Tylko cztery trójki na 24 próby to najsłabszy wynik w sezonie.
Mniej skuteczna postawa gospodarzy w ataku z pewnością związana była z brakiem podstawowego rozgrywającego, Korie Luciousa, który nabawił się urazu.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że możemy mieć takie problemy z organizacją gry i że kłopoty będzie nam sprawiać na przykład zona-press. Anwil dobrze wykorzystał, że nie mieliśmy w składzie drugiego playmakera - Maciej Majcherek grał z przymusu na tej pozycji. W pierwszej połowie popełnialiśmy często bardzo proste straty, wyrzucaliśmy piłki w aut. Nie tak mieliśmy grać w tym meczu - zakończył Łukomski.