Podopieczni Tomasza Jagiełki przyjechali do Siedlec w roli faworyta. Co prawda obie drużyny dzieliło w tabeli tylko kilka miejsc, to jednak aspiracje klubów są zgoła odmienne. Celem SKK jest pewne utrzymanie w lidze, GKS-u z kolei włączenie się do walki o górne miejsca w tabeli.
- Oczekiwaliśmy ciężkiego meczu, SKK chciał się koniecznie przełamać. Nie ukrywam też, że nasza forma nie jest wysoka. Jest trochę lepiej niż na początku ale oczekiwania są dużo większe. Był to ciężki i chaotyczny mecz, ale na szczęście byliśmy lepsi od Kamila, który popełnił szybko faule i musiał zejść (śmiech) - przyznaje Radosław Basiński, który w przeszłości występował w Siedleckim Klubie Koszykówki.
- Daliśmy zespołowi z Siedlec dobrze wejść w mecz. Zaczęli od paru celnych trójek, uwierzyli w swoje umiejętności. Nam nic nie wpadało i potem zwyczajnie było trudno. W pierwszej połowie SKK świetnie trafiał z dystansu, mieli 7/14 zza linii 6,75m. Później zaczęliśmy lepiej bronić i wpadło nam kilka łatwych punktów. Zaczęli męczyć się w ataku i udało nam się dowieźć korzystny wynik - analizuje kapitan zespołu z Tychów.
Na drugą połowę drużyna ze Śląska wyszła zupełnie odmieniona. Co działo się w przerwie w szatni GKS-u? - Nie było przesadnie ostro, ale trener powiedział nam kilka dosadnych słów. Skomentował naszą grę w pierwszej połowie i to wystarczyło. Wzięliśmy się w garść i byliśmy bardziej zmotywowani - dodaje 36-letni zawodnik.
Już w środę rywalem ekipy Tomasza Jagiełki będzie WKS Śląsk Wrocław, którego kadra składa się przede wszystkim z wielu młodych koszykarzy. - W tej lidze każdy może zaskoczyć. Przegraliśmy w pierwszej kolejce z Poznaniem, który również ma bardzo młody zespół. Teoretycznie byliśmy wielkim faworytem. Tutaj nie można nikogo lekceważyć, często decyduje dyspozycja dnia - kończy Radosław Basiński.