WP SportoweFakty: Cofnijmy się o trzy lata. Czy gdybyś wówczas mógł ponownie podpisać kontrakt z Energą Czarnymi Słupsk, to zrobiłbyś to samo?
Michał Nowakowski: Oczywiście, że tak. Spędziłem w Czarnych znakomite trzy lata. Byłem z nich bardzo zadowolony i prywatnie, a przede wszystkim zawodowo, bo przecież w ostatnim sezonie zdobyliśmy wraz z drużyną brązowy medal.
Ten trzyletni pobyt w Słupsku pozwolił ci chyba wyrobić markę na parkietach Tauron Basket Ligi?
- Miałem okazję być prowadzonym przez naprawdę znakomitych fachowców - Donaldasa Kairysa czy Andreja Urlepa. Treningi były ciężkie, ale wiadomo, że jeżeli ciężko i rzetelnie się trenuje to zawsze przychodzą tego efekty. W mojej sytuacji także to zaprocentowało i jestem im za to bardzo wdzięczny.
Wspomniałeś o swoich szkoleniowcach. Od którego z nich nauczyłeś się najwięcej?
- Myślę, że jest to Andrej Urlep i nie będzie zaskoczeniem jeżeli powiem, że nauczyłem się od niego przede wszystkim gry obronnej. Nauczył mnie całego rozumienia, jak zawodnik powinien zachowywać się w obronie. To było wałkowane codziennie i weszło mi w krew. Jednak sporo nauczyłem się także od trenera Kairysa, chodzi mi tutaj przede wszystkim o komunikację na boisku. To także bardzo istotna sprawa.
Słupsk będzie dla ciebie zawsze specjalnym miejscem, choćby z racji tego, że urodził się tutaj twój syn Milan.
- Mój syn urodził się dokładnie w Ustce, ale zawsze będę wspominał Słupsk z tego względu. Co ja mogę powiedzieć więcej? Na pewno jest to dla mnie specjalne miejsce.
Można powiedzieć, że przez te trzy lata czułeś się tym mieście, jak w domu?
- Zdecydowanie tak i dlatego bardzo cieszy mnie fakt, że wróciłem z Wilkami na stare śmieci.
Byłeś przez ten cały okres jednym z ulubieńców słupskiej publiczności i to działało chyba w dwie strony. Czułeś wsparcie kibiców przez ten cały okres pobytu w klubie?
- Cały czas kibice dawali mi do zrozumienia, że są ze mną i wspierają mnie. Wiedziałem, że nawet jak mi nie idzie, to mogę liczyć na ich ogromne wsparcie. To także dzięki nim udało się osiągnąć sukces w ubiegłym sezonie.
Słupsk nie jest łatwym miejscem do gry. Wielkie oczekiwania wobec drużyny i poszczególnych zawodników nakładają na nich ogromną presję. Ty w tym miejscu sobie dobrze poradziłeś.
- Myślę, że sobie poradziłem, ale nie mnie to oceniać. Ja jestem zadowolony z pobytu w Słupsku, a to czy sobie poradziłem niech oceniają inni.
Trzy lata to w koszykarskiej karierze naprawdę szmat czasu. Jakie masz najlepsze wspomnienie z tego okresu w Enerdze Czarnych Słupsk?
- Myślę, że ostatnie kilka miesięcy, kiedy udało nam się sięgnąć po brązowy medal. Dla mnie był to pierwszy taki krążek, wiec jest to coś na pewno nie zapomnianego. Jestem szczęśliwy, że mogłem coś takiego, tutaj w Słupsku, przeżyć.[nextpage]Było pytanie o najlepsze, więc musi pojawić się także o najgorsze wspomnienie.
- Na pewno mecz ćwierćfinałowy numer pięć z Treflem, kiedy wygrywaliśmy jeszcze w ostatniej kwarcie różnicą blisko dwudziestu punktów, a ostatecznie daliśmy się dogonić i przegraliśmy. Myślę, że gdybyśmy wyeliminowali Trefla to mój pobyt w Słupsku zakończyłbym, nie z jednym, a z dwoma medalami na koncie.
Mówimy o twoich wspomnieniach, więc muszę zapytać cię o 22 grudnia 2013 roku. Wiesz co to za data?
- (chwila zastanowienia) Nie mam pojęcia.
Twój najlepszy mecz w ekstraklasie, kiedy pokonaliście Siarkę w Tarnobrzegu. Zdobyłeś 28 punktów i trafiłeś wszystkie z 8 prób z dystansu.
- To był naprawdę dobry mecz (śmiech). Jednak staram się rozpamiętywać sukcesy drużynowe, a nie indywidualne. Bardziej zależało mi na tym, żeby z zespołem zdobyć ten upragniony medal, niż na nabijaniu indywidualnych statystyk.
Na początku lipca wszystko wydawało się klarowne. Drużyna zdobyła brąz, a ty miałeś jeszcze rok ważny kontrakt z Energą Czarnymi. Tymczasem na początku lipca pojawiła się informacja, że przenosisz się do Szczecina. Wiele osób było zaskoczonych. Jak do tego doszło?
- Dostałem telefon, że zespół ze Szczecina bardzo mnie chce. Była sytuacja, że musiałem odejść ze Słupska i byłem po bardzo długich rozmowach z trenerem Łukomskim. On wytłumaczył mi, jaką widzi dla mnie rolę. Postanowiłem, że jeżeli w jednym klubie, na ten czas, moja przygoda się zakończyła to pora spróbować swoich sił, gdzie indziej i uważam, że Szczecin jest bardzo dobrym miejscem do tego.
To była oferta z tych nie do odrzucenia?
- Nie (śmiech). Widziałem skład, jaki jest w Szczecinie, ale kluczowa była wspomniana rozmowa z trenerem Łukomskim, która ukazała moją rolę w zespole. Nie chciałem być graczem, który będzie grał tylko kilka minut na mecz.
Nie kusiło cię by zostać w Słupsku na dłużej? Mantas Cesnauskis na przykład zaczyna już ósmy sezon w barwach Czarnych Panter. Nie myślałeś, żeby zostać taką ikoną tego klubu?
- Ikony są tutaj zarezerwowane dla innych - wspomnianego przez ciebie Mantasa oraz Jerela Blassingame'a. Może kiedyś jeszcze wrócę do Słupska.
Wspomniałeś o ewentualnym powrocie do Słupska - to już czysta fantastyka, czy faktycznie taka sytuacja może mieć miejsce?
- Nie, nie jest to żadna fantastyka, a jest to wręcz bardzo realne.
Jeżeli myślisz o Słupsku i o trzech latach tutaj spędzonych, to jakie trzy słowa pierwsze nasuwają ci się na myśl?
- Przede wszystkim kibice i to głównie oni. Uwielbiałem grać dla Czarnych i słyszeć ten ryk słupskiej widowni. Zawsze wtedy bardzo dobrze mi się grało.
Rozmawiał Michał Żurawski