Michał Jankowski: Chciałem ten jeden rzut spudłować. Przeprosiłem zespół

Niezbyt często zdarza się aby koszykarz po celnym rzucie osobistym łapał się za głowę, a trener kipiał z nerwów. Tak było jednak w przypadku Michała Jankowskiego i Mihailo Uvalina w końcówce pojedynku z ukraińskim Khimik Youzhny.

17-krotni mistrzowie Polski okazali się co prawda najlepsi w rywalizacji o Puchar Mieczysława Łopatki, ale przedsezonowy sukces nie przysłonił wrocławianom ich mankamentów.

- Trzy ostatnie minuty meczu z Khimik Youzhny pokazały tak naprawdę naszą naiwność. Prowadziliśmy różnicą 13 punktów i w ostateczności pozwoliliśmy rywalom niebezpiecznie się zbliżyć. Daliśmy im szansę na zwycięstwo bo to Ukraińcy oddawali ostatni rzut w tym spotkaniu. Pokazało to tylko, że jest jeszcze przed nami długa droga - przyznaje Michał Jankowski.

Skrzydłowy Śląska miał na myśli przede wszystkim dwa niecelne rzuty w końcówce meczu autorstwa Brandena Fraziera, które mogły przynieść gościom triumf. Chwilę wcześniej kibice zgromadzeni w Hali Orbita byli świadkami niecodziennego widoku. Po celnym rzucie osobistym popularny Jankes złapał się bowiem za głowę, a Mihailo Uvalin  nie szczędził 28-letniemu zawodnikowi cierpkich słów. Po punkcie zdobytym przez Jankowskiego szkoleniowiec Khimek poprosił o przerwę na żądanie, by jego zespół mógł na nieco ponad sekundę do końca wyprowadzić piłkę z połowy boiska. Ta sytuacja stworzyła dla gości niepowytwarzaną szansę na odwrócenie losów pojedynku. 

- Chciałem ten rzut spudłować! Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Do końca meczu pozostawała niespełna sekunda. Pierwszy rzut wolny miałem trafić, a drugi spudłować, tak aby rywale nie mieli już dużego pola manewru. Stało się jednak zupełnie na odwrót. Tak naprawdę to przeze mnie mogliśmy przegrać ten mecz. To był mój błąd za który przeprosiłem już cały nasz zespół. Udało nam się jednak wygrać więc nie ma do czego wracać - komentuje wychowanek Tytanu Częstochowa.

Jankowski pomimo ogromnych starań nie mógł w tym pojedynku odnaleźć swojej klepki. 28-latek dopiero w czwartej kwarcie oddał swój pierwszy i jak się później okazało, jedyny celny rzut z dystansu. Do tego momentu "Jankes" nie miał wykorzystanej ani jednej z sześciu prób.

- Ciężko powiedzieć, czy wynikało to ze zmęczenia. Nie ma co szukać wymówek. Jestem strzelcem, miałem otwarte pozycje, rzucałem i nie trafiałem, a szkoda bo okazji do zdobywania łatwych punktów było naprawdę sporo. Gdyby chociaż część piłek wpadła do kosza to z pewnością grałoby nam się lżej. Pozostaje mi praca na treningach, pozostawanie dłużej na sali i oddawanie jak największej liczby rzutów. Mam nadzieję, że dzięki temu ta skuteczność będzie wyższa - kontynuuje Jankowski.

W meczu z mistrzami Ukrainy więcej czasu na parkiecie spędził Brandon Heath. I wykorzystał go w pełni. Nowy rozgrywający Śląska zdobył 10 punktów, miał 4 asysty i 4 zbiórki.

- On dołączył do nas jako ostatni. Potrzebuje więc jeszcze troszeczkę czasu, choć trzeba przyznać, że wykonuje na treningach naprawdę ciężką pracę. Staramy się go jak najszybciej wprowadzić do zespołu bo widać, że ma bardzo duże doświadczenie i umiejętności. Myślę, że Brandon będzie wartościowym graczem naszej drużyny - przyznaje były gracz Polskiego Cukru Toruń.

Do tej pory z jedenastu rozegranych sparingów Śląsk triumfował w ośmiu.

- Jesteśmy kolektywem i staramy się grać razem. Wiadomo, że zdarzają się jeszcze błędy, ale to jest okres przygotowawczy. Jesteśmy po bardzo ciężkich treningach i te nogi nie mają jeszcze takiej mocy, jaką powinny mieć. Nie wystąpiło też z nami jeszcze dwóch zawodników. Wypadł zarówno Kamil Chanas, jak i Anthony Smith więc ta siła w ofensywie na pewno jeszcze wzrośnie. My musimy jednak konsekwentnie pracować nad obroną. To agresywną defensywą będziemy mogli wygrywać mecze - podsumował Michał Jankowski.

Komentarze (0)