Karol Wasiek: W trakcie wakacji doszło do zmiany na stanowisku pierwszego trenera. David Dedek odszedł z klubu i trafił do AZS-u Koszalin. Jego miejsce zajął Tane Spasev. Jesteś zaskoczony takim obrotem spraw?
Sebastian Kowalczyk: Nie. Wiadomo, że każdy w zespole czekał na ostateczną decyzję. Taki był wybór Davida Dedka i trzeba to uszanować. Stery objął Tane Spasev i należy mu pogratulować. Był w zespole II-ligowym, prowadził drużynę U20. Myślę, że kolejny sezon jest wyzwaniem zarówno dla nas, jak i trenera.
Co możesz powiedzieć o trenerze Spasevie? Wiem, że miałeś okazję już z nim współpracować w poprzednim sezonie.
- To były mecze II-ligowe. Kilku zawodników przychodziło po spotkaniach z Tauron Basket Ligi. Mieliśmy tam więcej możliwość do trenowania, dogrywania swoich słabości. Bardzo pozytywnie już na samym początku odebrałem trenera Spaseva, bo dał mi dużo pewności siebie. Pomógł mi pod względem mentalnym. Potrafił mnie zmotywować nawet w momencie, kiedy jechaliśmy na mecz II-ligowy. Zawsze wpajał mi, że do każdego spotkania trzeba podejść ze 120 procentowym skoncentrowaniem.
[ad=rectangle]
Było "carte blanche" od trenera Spaseva dla graczy z TBL w meczach II-ligowych?
- Nie ma co ukrywać, że w ekstraklasie na pewne zagrania nie mogliśmy sobie pozwolić ze względu na ryzyko. W II lidze mogłem zaryzykować. Była "wolna ręka" w pewnych akcjach, decyzjach. Dzięki temu nabyłem trochę pewności siebie, co mi bardzo pomogło. Przełożyło się to później na ekstraklasę.
Chciałbym, żebyś podsumował te trzy lata z trenerem Dedkiem. To jest szkoleniowiec, któremu będziesz dużo zawdzięczał?
- Trzy lata temu byłem w sytuacji, gdzie dostałem się do szerokiej kadry U-20. Myślałem o wyborze zespołu z I ligi. W ogóle nie przeszło mi przez myśl gra w Tauron Basket Lidze. Pojawiła się jednak oferta od trenera Davida Dedka ze Startu Gdynia, beniaminka ekstraklasy. To przełomowy okres w moim życiu. Dostałem szansę. Pozostawało pytanie, czy ją wykorzystam. Trener Dedek bardzo mi pomógł przez te trzy lata. Podejście trenera do młodych zawodników było świetne. Cały czas nas mobilizował, dopingował. Zawdzięczam mu to, że jestem w takim miejscu. Mogę się dalej rozwijać. Uważam, że moja kariera idzie cały czas do przodu.
Ten najbliższy sezon będzie ważny dla ciebie, bo twoja rola ma znacznie wzrosnąć. To czas, aby udowodnić swoje umiejętności?
- Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy, bo skład nie jest jeszcze zamknięty. Spokojnie czekam na rozwój wydarzeń. Dla mnie nie ma problemu, że będę zmiennikiem na pozycji numer jeden, czy dwa. Ostatnio zacząłem grać nieco więcej na "dwójce". Staję się takim combo-guardem. Ważne, żeby tych minut troszeczkę się uzbierało, abym mógł się dalej rozwijać.
Miałeś okazję przez dwa lata współpracować z A.J. Waltonem. On chyba też znacząco wpłynął na twój rozwój?
- Tak, zdecydowanie. W pierwszym sezonie byłem pod wrażeniem jego przygotowania motorycznego. Było kilka takich sytuacji, w których zabierał mi piłkę i nie wiedziałem, jak się temu przeciwstawić. Moja pewność siebie wzrosła. Rywalizacja dużo mi dała. Wiedziałem w pierwszym roku, że jestem od niego słabszy, ale starałem się go dogonić. W drugim sezonie ta rywalizacja była bardziej zażarta. Czasem nawet A.J. się potrafił wkurzył.
To był otwarty człowiek. Jego optymizm życiowy był aż niespotykany.
- To prawda. Bardzo pozytywny człowiek. On w ogóle nie miał problemów z aklimatyzacją. Po dwóch dniach uważał, że jesteśmy jego braćmi (śmiech). Nazywaliśmy go "Danzelem". Miał duży dystans do siebie.
W wakacje, tak jak w poprzednim roku, pracowałeś nad swoimi słabościami?
- Oczywiście. To najlepszy okres, aby popracować nad własnymi błędami, słabościami. Trzeba czerpać z tego czasu jak najwięcej, bo w sezonie nie ma już za dużo momentów na to, aby poprawiać swoje mankamenty.