Nie stać nas na najlepszych Polaków - rozmowa z Wojciechem Kamińskim, trenerem Rosy Radom

- Na tych najlepszych Polaków nas po prostu nie stać, więc musimy wszystkie siły skierować na to, żeby wykorzystać potencjał młodych graczy - mówi nam Wojciech Kamiński, trener Rosy Radom.

[b]

Karol Wasiek: Po raz drugi z rzędu Rosa Radom zajęła czwarte miejsce. To powód do satysfakcji, czy jednak jest małe rozczarowanie, że znów nie udało się zdobyć medalu?[/b]

Wojciech Kamiński: Wiadomo, że każdy z nas marzył o medalu i był pewien niedosyt po tym ostatnim meczu w Słupsku, ale z perspektywy czasu można śmiało powiedzieć, że jest to spory sukces. Po raz drugi potwierdziliśmy, że jesteśmy czołową drużyną w Polsce. Byliśmy w czwórce najlepszych zespołów w kraju, na dodatek zagraliśmy w finale Pucharu Polski.

Uważam, że podczas całego sezonu prezentowaliśmy się naprawdę solidnie. Byliśmy w górnej części tabeli, co potwierdza, że to były dla nas udane rozgrywki. To taki kolejny krok dla tego młodego klubu w kierunku ukształtowania i potwierdzenia swojej pozycji na koszykarskiej mapie Polski.

Czy to tylko krok w stronę potwierdzenia swojej pozycji, czy coś więcej?

- Myślę, że mimo wszystko jest to krok do przodu. Warto zauważyć, że byliśmy w finale Pucharu Polski. W poprzednim sezonie mieliśmy nierówny początek, nie graliśmy do końca tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Od stycznia zaczęliśmy prezentować się lepiej. Awansowaliśmy do "szóstki", kończąc sezon zasadniczy na piątym miejscu. Uważam, że w tym roku graliśmy dużo pewniej, mieliśmy mniej wpadek.

[ad=rectangle]

Mieliście chyba jednak lepszy skład, niż w sezonie 2013/2014?

- Budżetowo wyglądało to bardzo podobnie. Warto zwrócić uwagę na skaczący kurs dolara, który mocno pokrzyżował plany wszystkim zespołom. Należy cieszyć się z tego, że w sumie za nieduże pieniądze udaje się nam rok w rok budować bardzo przyzwoite składy. To spory sukces naszego klubu.

Czym przekonujecie w takim razie zawodników do gry w Rosie?

- Pozycja Rosy w ekstraklasie w ciągu ostatnich trzech lat bardzo się zmieniła. W pierwszym roku gry w TBL była nieco inna polityka budowania drużyny. Oparto się na graczach pierwszoligowych, ale później, po moim dojściu, zaczęliśmy to zmieniać.

Musieliśmy walczyć o tę pozycję, aby przychodzili do nas lepsi gracze. W miarę stabilna sytuacja finansowa i coraz lepsze wyniki sportowe przyczyniały się do tego, że zawodnicy przychylniejszym okiem spoglądali na nas.

Wojciech Kamiński: Nie stać nas na najlepszych Polaków
Wojciech Kamiński: Nie stać nas na najlepszych Polaków

Wróćmy na chwilę jeszcze do sezonu 2014/2015. W styczniu zamieniacie Kamila Łączyńskiego na Mike'a Taylora. To była kluczowa zmiana dla losów Rosy w minionych rozgrywkach?

- Nie. To prawda, że wówczas zaczęliśmy grać nieco inaczej - mogliśmy nieco przyspieszyć. Mike Taylor dodał nam energii, wygrał nam kilka meczów w pojedynkę. W kontekście całego sezonu ten ruch bardzo nam pomógł. Nieco inaczej zaczęli prezentować się także pozostali zawodnicy. Danny Gibson dostał nieco więcej minut, wzrosła jego pewność siebie.

[b]

Oglądając wasze mecze można było czasami zauważyć, że nie wszyscy zawodnicy akceptowali grę Mike'a Taylora i jego indywidualne popisy. Zgodzi się trener, że Mike nieco uciekał od tego schematu zespołowości?[/b]

- Oczywiście, że tak. Wiemy, że Mike jest koszykarzem, który lubi grać z piłką i czasami za dużo grał z tą piłką (śmiech). Myślę, że to faktycznie było widać, że niektórzy zawodnicy się frustrują, ale każdy był świadomy tego, co on może nam dać. Taką miał rolę w drużynie.

Czyli doskonale wiedzieliście, że ten transfer obdarzony był pewnym ryzykiem?

- Jeśli ktoś prześledzi karierę Mike'a Taylora, to dostrzeże dwie rzeczy. Co roku zmieniał klub, a czasami nawet nie dogrywał sezonu, a po drugie, on nigdy nie był takim wyborowym strzelcem. Nie zdobywał sporej liczby punktów. Ja chciałem, żeby on u nas był taką rzucającą dwójką. To wiązało się z tym, że miał kreować pozycje dla siebie, a nie dla innych.

Czeka was przebudowa zespołu w kolejnym sezonie. Kilku zawodników odchodzi, nie będzie asystenta. Jak się pan na to zapatruje?

- To prawda, że czeka nas mała przebudowa składu. Myślę, że można spodziewać się kilku zmian, ale to na pewno nie będzie tak, że zajdą gruntowne roszady. Nie po to się buduje systematycznie skład, aby go zmieniać w połowie projektu. Chciałbym osobiście, żeby ta rola młodych Polaków jeszcze bardziej wzrosła. Na tych najlepszych Polaków nas po prostu nie stać, więc musimy wszystkie siły skierować na to, żeby wykorzystać potencjał młodych graczy.

Penetrujecie rynek młodych zawodników?

- Oczywiście, że tak. Porozumieliśmy się z kolejnymi dwoma młodymi zawodnikami. Niedługo do nas dołączą. Chciałem mieć w zespole na następny sezon tylko trzech graczy zagranicznych. Co więcej - oni, poza rozgrywającym, nie odgrywaliby znaczącej roli. Chcieliśmy zaczynać mecze czterema Polakami w pierwszej piątce, ale już wiem, że szanse są na to bardzo małe.

Źródło artykułu: