Rosa przegrała w niedzielę z Energą Czarnymi 75:77 i o tym, która drużyna zajmie trzecie miejsce, zadecyduje środowe spotkanie. Po obu celnych rzutach osobistych w wykonaniu Michała Sokołowskiego przyjezdni prowadzili 76:75 w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. O czas poprosił wtedy Donaldas Kairys. Do końca meczu pozostawało 26 sekund. Tuż po powrocie na parkiet Robert Witka sfaulował Jarosława Mokrosa, który stanął na linii wolnych. Wykorzystał jedną z dwóch prób.
[ad=rectangle]
Wojciech Kamiński nie zdecydował się na wzięcie przerwy. Dlaczego? - Niejednokrotnie rozmawialiśmy już o tym z trenerem Łukomskim. Jeżeli jest ostatnia akcja, mamy dwadzieścia kilka sekund, nie bierzemy czasu. Na wcześniejszej przerwie powiedzieliśmy, co mamy zagrać - wyjaśnił na konferencji prasowej.
Gospodarze wyprowadzili akcję, piłkę na czystej pozycji otrzymał Uros Mirkovic, lecz spudłował z dystansu. - Uros wybrał pick and pop i z tego zrobiło się trochę bałaganu. Miał jednak otwarty rzut na zwycięstwo, nie było przy nim nikogo, ale nie trafił. Zebraliśmy piłkę, nie trafiliśmy, zebraliśmy ponownie, znów spudłowaliśmy i jeszcze raz zebraliśmy. Mieliśmy cztery szanse na to, żeby doprowadzić do dogrywki albo nawet zwyciężyć - przypomniał ostatnie fragmenty meczu trener radomskiej ekipy.
Nie po raz pierwszy szkoleniowiec świadomie nie zdecydował się na wykorzystanie przerwy. - Jestem zwolennikiem, że jeżeli mamy trochę czasu, to żeby nie grać ostatniej akcji po drugiej stronie czterech na pięciu, bo jeden zawodnik jest wyłączony - wybija piłkę. Jeżeli nie mamy czasu, to oczywiście tak, ale jeśli mamy całą akcję i rzut na zwycięstwo, to trzeba do niego doprowadzić samemu - podkreślił.
Rosę zawiodła skuteczność - tylko 13 z 32 prób "za dwa" znalazło się w koszu. Dla porównania - przyjezdni zanotowali blisko 57-procentową efektywność (17/30). - Nie trafialiśmy z najprostszych pozycji - pierwsza akcja Johna (Turka-przyp. P.D.) i taki treningowy lay-up - czy akcja Daniela Szymkiewicza, gdy minął Eziukwu i nie trafił z prawej strony. Takich sytuacji było mnóstwo - zaznaczył "Kamyk".
Radomianie bardzo wysoko, bo 30:14, wygrali premierową odsłonę. Później świetną serią popisali się słupszczanie. Przed zejściem do szatni prowadzili 47:46. Opiekun, zapytany przez jednego z dziennikarzy o to, czy taki przebieg wydarzeń nie odebrał pewności jego podopiecznym, odpowiedział: - Wynika z tego, że sami po pierwszej kwarcie odebraliśmy sobie tę pewność. Mieliśmy w drugiej części siedem strat na siedemnaście. Nie chcę obwiniać żadnego z zawodników, nigdy tego nie robię, ale to my daliśmy szansę Czarnym - zakończył.