W niedzielny wieczór Jezioro przez ponad trzy kwarty stawiało mocny opór Rosie. Wynik oscylował wokół remisu, a kilka razy przyjezdni nawet prowadzili. Ostatecznie nie zdołali jednak sprawić niespodzianki - w czwartej części gospodarze ich "przełamali", uzyskując nieznaczną przewagę, którą utrzymali do końca.
[ad=rectangle]
Po ostatniej syrenie podopieczni Zbigniewa Pyszniaka mogli czuć dużą złość. - Nie, nie jestem wściekły, bardziej zmęczony, wyczerpany. Przebywałem na boisku najwięcej czasu spośród całej mojej drużyny i moje ciało trochę odmawia posłuszeństwa (śmiech) - skomentował Josh Miller.
Trudno ze słowami filigranowego rozgrywającego (zaledwie 170 cm) się nie zgodzić. Co prawda zdobył najwięcej punktów ze swojej drużyny (19), ale tylko na moment usiadł na ławce rezerwowych, notując prawie 39 minut! Ze względu na wyczerpanie ucierpiała trochę jego skuteczność. W końcówce meczu już mocno zmęczony oddał kilka niecelnych rzutów i ostatecznie zakończył zawody ze statystyką 7/20 z gry.
Co o samym pojedynku miał do powiedzenia 27-latek? - To było dobre spotkanie. Rosa ma bardzo dobrych zawodników rezerwowych, szeroką ławkę, co będzie bardzo pomocne w fazie play-off. Życzę jej jak najlepiej - zwrócił uwagę na jeden z kluczowych elementów w starciu ostatniej kolejki rundy zasadniczej.
Obserwując Millera łatwo można zauważyć, iż gra sprawia mu wiele przyjemności. - Zawsze gram z uśmiechem i rywalizacja na parkiecie sprawia mi radość. Jestem uśmiechniętym człowiekiem zarówno na boisku, jak i poza nim. Szkoda tylko, że zabrakło zwycięstwa... - nie ukrywał.
Czy rzucający pozostanie w Tauron Basket Lidze na kolejny sezon? - Jestem wdzięczny za to, że miałem okazję grać w tym zespole i w polskiej lidze, której poziom rośnie, co widać po ścisku w całej tabeli. To będzie dla mnie bardzo ważne doświadczenie - odpowiedział wymijająco.