- Czarna seria - rozmowa z Robertem Witką, skrzydłowym PGE Turowa

Koszykarze PGE Turowa z powodu wtorkowej porażki grę w Pucharze Europy zakończą na fazie grupowej. O przyczyny porażki i ostatnich słabych wyników wicemistrzów Polski zapytaliśmy Roberta Witkę, który przeciwko Crvenie Zvezdzie zdobył 11 punktów.

Damian Chodkiewicz: Porażka u siebie z Crveną Zvezda przesądziła o tym, że nie awansujecie do kolejnej rundy Pucharu Europy. Co się czuje w takim momencie?

Robert Witka: Z całą pewnością towarzyszy nam jakiś żal, czy też smutek, ale tu wcale nie chodzi już o sam awans. Cały czas nie możemy odnaleźć swojego rytmu gry, co nas najbardziej niepokoi. Mam nadzieję, że teraz, gdy do zespołu dołączył Dragisa Drobnjak, coś się zmieni w drużynie i za sprawą świeżej krwi nowego zawodnika zaczniemy grać coraz lepiej. Co prawda dwa ostatnie spotkania były lepsze w naszym wykonaniu, ale nadal popełniamy zbyt dużo błędów w obronie i nie wykorzystujemy swojej przewagi w ataku. To jest nasz główny problem i właśnie na tym musimy się skupić.

Trzecia kwarta zazwyczaj była Waszą domeną. W spotkaniu z serbskim zespołem było zupełnie inaczej i - zamiast zdobywać punkty - tylko je traciliście.

Zgadza się. Schodziliśmy do szatni przy jednopunktowym prowadzeniu, ale wynik był na styku. Po zmianie stron w mgnieniu oka straciliśmy osiem punktów z rzędu. W tym momencie co zacięło się w naszym ataku, a przy tym popełnialiśmy straszne błędy w obronie, gdzie brakowało pomocy. Praktycznie od tego momentu Crvena Zvezda kontrolowała już mecz. Robiliśmy wszystko, by zbliżyć się do rywali, odrobić dzielącą nas od nich stratę, ale ci natychmiast odpowiadali celnymi rzutami za trzy co nas załamywało. Nie możemy grać w taki sposób, bowiem z takimi zespołami, jak ekipa z Belgradu, trzeba być bardzo skupionym przez czterdzieści minut i nie pozwalać sobie na taką serię, bowiem te czarne dwie minuty kosztowały nas zwycięstwo.

Trener Filipovski po meczu narzekał jednak na dwa aspekty - grę jeden na jednego i rzuty trzypunktowe graczy z Belgradu.

Już na samym początku drugiej połowy pozwoliliśmy rywalom trafić trzy trzypunktowe rzuty, co w łatwy sposób pozwoliło im odskoczyć na bezpieczną odległość. My wówczas przestaliśmy bronić, szczególnie w grze jeden na jednego, ponieważ gdy staraliśmy się pomagać, to nie było pełnego wsparcia ze skrzydła, więc było ciężko.

Drobnjak zadebiutował, ale - mimo chęci - nie pomógł wygrać. Czy Pana zdaniem Słoweniec będzie lekiem na całe zło?

Jestem bardzo zadowolony z transferu, jaki dokonał klub, bowiem bardzo dobrze gra mi się z Dragisą. Znamy się bardzo dobrze i niektóre ruchy wykonujemy automatycznie. Jesteśmy w stanie grać na pamięć zarówno w ataku, jak i w obronie i w ten sposób pomagać sobie nawzajem. Cieszę się, że Drobnjak dołączył do nas.

Ponieśliście czwartą porażkę z rzędu, czego nie było jeszcze za kadencji Saso Filipovskiego. Możemy mówić o jakimś kryzysie Turowa?

Na pewno można tak to nazwać. Jestem w Zgorzelcu tak długo, jak trener Saso Filipovski i nigdy nie mieliśmy tak czarnej serii. Nie jest nam z tym dobrze, szczególnie, iż wiemy, że gramy słabo i zawodzimy, ale naprawdę robimy już wszystko, aby to zmienić.

Po kapitalnym początku sezonu przyszedł czas na kubeł zimnej wody. Co musicie zmienić w swojej grze, by w końcu zacząć wygrywać?

Wydaje mi się, że wszystko siedzi w naszych głowach. Jest pewien paraliż i pewna granica, której coś nie możemy przekroczyć. Cały czas nad tym pracujemy, dużo rozmawiamy i niestety na razie nie przynosi to jakichś efektów. Ostatnie dwa mecze były na pewno lepsze w naszym wykonaniu, bowiem walczyliśmy praktycznie do końca i chociaż nie udawało się wygrać, to nie poddawaliśmy się po kilku minutach, czy nieudanych akcjach. Być może nie widać rezultatów, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Mam nadzieję, że w końcu przyjdzie ten moment, ten przełomowy mecz, kiedy to przełamiemy się, a później powinno pójść już z górki.

Komentarze (0)