PGE Turów Zgorzelec przegrał drugie spotkanie w Eurolidze (76:91), ale w powszechnej opinii obserwatorów zagrał dobre spotkanie. Mistrzowie Polski ulegli drużynie naszpikowanej gwiazdami nie tylko na parkiecie (m.in. Andrew Goudelock, Jan Vesely czy Ricky Hickman), ale przy linii końcowej (trener Zeljko Obradović). Tym większe więc słowa uznania dla zgorzelczan, którzy mierzyli się z rywalem mającym budżet ponad siedmiokrotnie większy, i nie dali się zepchnąć pod przysłowiową "ścianę".
[ad=rectangle]
- Trzeba uczciwie postawić sprawę. Na ten moment to najlepsza koszykówka, jaką mogliśmy zagrać - powiedział tuż po zakończeniu spotkania trener PGE Turowa, Miodrag Rajković. Na około dwie minuty przed syreną końcową polska ekipa przegrywała jedynie 73:78, ale seria, jaką zdobyli rywale w ostatnich 120 sekundach nie pozostawiła złudzeń co do różnic między drużynami.
- Próbowaliśmy przeszkadzać rywalom i uniemożliwiać im granie tego, co lubią najbardziej, ale jednak trzeba pamiętać, że graliśmy przeciwko jednemu z najlepszych zespołów w Europie. To było widać, kiedy przeciwnicy przyspieszali tempo gry w momencie, w którym minimalizowaliśmy straty - dodał Rajković.
Zawodnicy Fenerbahce Ulkeru wygrali walkę na tablicach (33:28) oraz zanotowali ponad dwa razy mniej strat, niż zgorzelczanie (11:23). Te dwa elementy dały w ostatecznym rozrachunku zwycięstwo tureckiemu zespołowi.
- Mieliśmy największe problemy z grą na tablicy atakowanej (tylko sześć piłek zebrali koszykarze PGE Turowa na tablicy rywali - przyp. M.F.), ale ogólnie myślę, że to była dobra lekcja dla nas. Mam nadzieję, że dzięki temu meczowi nauczyliśmy się czegoś nowego, zebraliśmy nowe doświadczenie i wykorzystamy to w przyszłości - podsumował trener mistrza Polski.