Na tropie kolejnego Rajkovicia

Na czym polega fenomen trenerski Rajkoviców? Sprawdziliśmy czy szkoleniowców o takim samym nazwisku jest w Europie więcej.

Lata 2013/14 - Śląsk Wrocław próbuje wejść z impetem w nowy sezon TBL po awansie z I ligi. Misja tworzenia klubu została oddana w ręce Milivoje Lazica, ale ten szybko opuścił pokład 17-krotnych mistrzów Polski. Stery przejął Jerzy Chudeusz, lecz również to nie było to czego szukano. Sezon 2014/15 - władze klubu sondowały rynek trenerski, aż trafiły na Rajkovicia. Nie, nie tego z PGE Turówa Zgorzelec, lecz zupełnie innego -Emila, jak się później okazało wcale nie gorszego na starcie nowego sezonu. Czy nazwisko Rajković faktycznie jest gwarantem sukcesu w polskim baskecie czy może zwykły przypadek sprawił, że każdy kolejny klub w TBL chętnie wziąłby trenera o takim nazwisku do siebie?
[ad=rectangle]
Zacznijmy od początku. W Polsce pojawia się Miodrag Rajković i to nomem omen też we Wrocławiu. W klubie, który Śląskiem nazywano, ale tak naprawę Śląskiem nie był. Ten prawdziwy grał w II lidze. Mimo, że Rajković miał do dyspozycji zbieraninę ludzi potrafił zrobić z nich monolit i dał się poznać jak charakterny fachowiec, który wie czego chce i wie jak swoje wymagania wprowadzić w życie. Wyrobił sobie na tyle dobrą opinię, że szybko sięgnął po niego PGE Turów, którego w drugim roku swojej pracy w Zgorzelcu poprowadził do mistrzostwa Polski. Człowiek, którego nie interesują indywidualności, ani cyferki - liczy się drużyna. To właśnie ze zbudowanym przez siebie zespołem zalicza pierwszy sezon w Eurolidze. Lubi czasem (często) krzyknąć, jak trzeba zrzuci marynarkę, ale jest zabójczo skuteczny w tym co robi, a chyba o to chodzi w tym wszystkim.

Emil Rajković staje się gwarantem dobrej gry w TBL
Emil Rajković staje się gwarantem dobrej gry w TBL

Drugi z Rajkoviciów pojawił się również we Wrocławiu, ale jako zupełnie anonimowy trener z Macedonii. Do tego młody, bo w wieku 36 lat. Zbierał pierwsze szlify w tamtejszej lidze, aż wygrał wszystko co było do wygrania. Na horyzoncie pojawiła się opcja pracy w Polsce, którą od razu przyjął. Z jednej strony pracować w 17-krotnym mistrzu Polski to zaszczyt, ale z drugiej presja i tęsknota kibiców za wynikiem nie zawsze daje spokojnie prowadzić drużynę. Wyzwanie przyjął i zaczął z mieszanymi uczuciami. W przedsezonowych meczach Śląsk grał tak sobie - raz wygrał, raz przegrał. Styl nie porywał, ale też kontuzje przeszkodziły w normalnym funkcjonowaniu zespołu. Ligę wrocławianie zaczęli z wysokiego "C" trzy mecze - trzy wygrane. Macedończyk ciągle powtarza: - Budujemy mentalność wojowników, dla których liczy się zespół, a nie indywidualności. A już sławne się staje ściąganie marynarki przez Emila Rajkovicia, ale może sobie nawet ściągać koszulę jeśli ma to skutkować kolejnymi zwycięstwami. Widać, że zna się na swojej robocie i wprowadził do ligi powiew nowej jakości, ale to w dalszym ciągu jakość sygnowana nazwiskiem Rajković.

Dla innych polskich klubów mamy jednak małe pocieszenie. Poszperaliśmy tu i ówdzie i do wzięcia jest jeszcze trzech trenerów o takim samym nazwisku. Damir Rajković trenuje chorwacki klub KK Jadran Rijeka, ale to niższa klasa rozgrywkowa. Milos Rajković pracował w Mogren Budva w Czarnogórze, ale obecnie nie wspominają o nim żadne skarby kibica więc prawdopodobnie czeka na oferty. Ostatnim jest Darko Rajković, który ma w CV pracę w Cvenie Zvezdzie Belgrad. Więc jeśli faktycznie nazwisko Rajković jest gwarantem sukcesu to proponujemy prezesom klubów niezwłocznie wykonać telefony do agentów, a być może kolejny klub będzie miał trenera z prawdziwego zdarzenia. Kto chętny na kolejnego Rajkovicia?

Źródło artykułu: