Mecz rozpoczął się od prowadzenia gości, wśród których brylował Craig Williams. W ostatniej minucie pierwszej kwarty lublinianie przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść i już do ostatniej syreny ten stan rzeczy nie uległ zmianie. - Może pozwoliliśmy oddawać Williamsowi za dużo rzutów. Z czasem zaczęliśmy kontrolować przebieg gry, wyszliśmy na prowadzenie i nie oddaliśmy go do końca meczu - ocenia Paweł Turkiewicz.
[ad=rectangle]
Kluczowa dla losów sobotniego starcia okazała się druga odsłona, a szczególnie fragment wygrany przez Wikanę Start 10:2. Od tego momentu na parkiecie dominowali gospodarze i po raz pierwszy zwyciężyli w Tauron Basket Lidze. - Zagraliśmy dobrze w defensywie, wyłączyliśmy Johnsona, w czym zasługa Bartka Diduszki i Piotrka Śmigielskiego. Williams w pierwszej połowie rzucił 19 punktów, ale nie miało to wpływu na wynik, bo bardzo dobrze broniliśmy i pozostali gracze nie byli uruchomieni. Miller rzucił punkty, kiedy było już po meczu. Wydaje mi się, że pomimo małych błędów zrealizowaliśmy założenia. Graliśmy swoją koszykówkę. Mam nadzieję, że to jest dobry prognostyk. Chcieliśmy odnieść to pierwsze zwycięstwo w ekstraklasie, żeby ono naładowało nas na następne mecze - uważa trener lubelskiej ekipy.
W czwartej kwarcie szkoleniowiec Wikany Startu sięgnął po głębokie rezerwy, więc Jezioro Tarnobrzeg nieco zniwelowało straty. Mimo wszystko trener nie ma większych zastrzeżeń do postawy swoich podopiecznych. - Chciałem, żeby wszyscy poczuli pierwsze zwycięstwo w ekstraklasie. Każdy z zawodników wie, że jest jego czas i miejsce. Każdy - czy zagra minutę, czy 40 minut - musi być z zespołem na dobre i na złe. Ja nie mam do nich żadnych pretensji. Chciałem, żeby też uczestniczyli w tym. A że nie udało się trafić? Nie ma z tego żadnych konsekwencji - podkreśla Turkiewicz.