Rosa była zdecydowanym faworytem 22. edycji Memoriału im. Alfonsa Wicherka. Po zakończeniu pierwszego sobotniego meczu, a przed rozpoczęciem starcia radomian z Twardymi Piernikami, odbyła się oficjalna prezentacja gospodarzy imprezy. Była ona bardzo efektowna - zawodnicy i sztab szkoleniowy wybiegali na parkiet przy zgaszonym świetle i w kłębach dymu.
[ad=rectangle]
Widowiskowa oprawa "napędziła" podopiecznych Wojciecha Kamińskiego i Marka Łukomskiego, którzy z animuszem rozpoczęli spotkanie i szybko objęli prowadzenie 10:0. Duża była w tym zasługa Michała Sokołowskiego i Roberta Witki, najlepiej punktujących zawodników Rosy.
W drugiej kwarcie torunianie zaczęli jednak odrabiać straty. Zmniejszyli stratę do czterech "oczek", zaś w trzeciej i czwartej części narzucili swój styl gry, ostatecznie wygrywając 75:72. Na pytanie, co się stało z zespołem gospodarzy w tym fragmencie, Witka odpowiedział: - Rutyna nas zjadła. Myśleliśmy, że tak jak to miało miejsce w ostatnich spotkaniach, spokojnie dowieziemy prowadzenie do końca. Była to więc dobra lekcja pod kątem szkoleniowym - podkreślił.
Doświadczony podkoszowy zdobył 17 punktów przy skuteczności 7/13 z gry. Dołożył do tego 5 zbiórek. Dobry występ nie pomógł jednak jego drużynie w odniesieniu triumfu.
Czego zatem zabrakło Rosie, aby utrzymać przewagę do końca? - Wszystkiego po trochu. Toruń zagrał dobrze, my nie zagraliśmy z taką determinacją, jak w pierwszej kwarcie, słabiej w obronie i to było kluczem do porażki. Zwłaszcza to rozluźnienie w obronie. Mieliśmy w defensywie ogromne dziury - nie miał wątpliwości Witka.