Mateusz Zborowski: Jakie były kulisy przejścia z WKK do Lublina. Wydawało się, że we Wrocławiu pod twoją ręką powstaje fajny projekt tymczasem zmieniasz otoczenie i poprowadzisz klub w TBL?
Paweł Turkiewicz: W WKK okazało się, że nie ma szans na to żeby drużyna dalej grała na poziomie ekstraklasy. Dostałem kilka propozycji, ale oferta z Lublina była na tyle konkretna, że podobał mi się trzyletni plan budowania zespołu. Pierwszy rok będzie dla wszystkich próbą organizacyjną i sportową. Chcemy się pokazać z jak najlepszej strony i pod tym kątem ten projekt był głównym czynnikiem, dla którego podjąłem takie wyzwanie.
[ad=rectangle]
Czyli planujecie budowę drużyny metodą małych kroków, rok po roku konsekwentnie grając o coś więcej?
- Tak. Ten rok będzie dla nas przetarciem. Wiadomo, że nie chcemy być czerwoną latarnią ligi, która będzie rozdawać punkty bo to nie to chodzi. Budżetowo na pewno nie będziemy stali wysoko, natomiast chcemy mieć pieniądze wiarygodnie i wypłacalne. To możemy zapewnić zawodnikom, którzy będą chcieli się pokazać, ale również związać z klubem na dłuższy okres czasu. Mają okazję zagrać w zespole, który będzie się bił w TBL i będzie chciał sprawić jak najwięcej niespodzianek. Dlatego krok po kroku chcemy zbudować coś trwałego.
Na konferencji prasowej kiedy ogłaszano cię trenerem Wikany Startu powiedziałeś, że zamierzasz budować drużynę na graczach pierwszoligowych. Czy miałeś na myśli swoich byłych podopiecznych z WKK?
- Chciałbym pracować z zawodnikami, których prowadziłem. Oni znają mnie, a ja znam ich. Wiedzą jakie są moje metody, że preferuję dużą dyscyplinę. Każdy z nich wie, że u mnie są normalne zasady i trzeba ciężko pracować, ale na pewno są z tego korzyści, bo staram się wpajać graczom rzeczy, które później procentują. Na pewno bym chciał, ale nikogo na siłę nie będę za sobą ciągnął. Każdy jest kowalem własnego losu. Gracze doskonale wiedzą jakie mamy możliwości. Ja nie mam zamiaru przekonywać jakimiś wielkimi pieniędzmi, ale na pewno będą to kwoty wypłacalne, a to ma olbrzymie znaczenie. Dlatego chciałbym kogoś z nich zobaczyć w składzie i być może to się uda.
Drużyna w większości będzie oparta na Polakach czy mieszanka graczy z Polski z obcokrajowcami?
- Powiem uczciwie, że po rozmowie z prezesem Pelczarem doszliśmy do wniosku, że nie będziemy robić żadnej rewolucji żeby ściągać całą rzeszę obcokrajowców, bo chyba nie o to chodzi. Musimy się opierać na naszych możliwościach finansowych. Być może uda się pozyskać jakiś młodych graczy, pierwszoroczniaków, którzy będą chcieli się pokazać w Europie. Większość zawodników to będą gracze z Polski, ale też nie będą zawodnikami z najwyższej półki, bo po prostu nas na to nie stać. Naszym celem jest gra o jak najwyższe miejsce, ale chcemy też pokazać, że Polacy potrafią i każdy, który chce grać u mnie i myśli o tym żeby przy okazji zarobić normalne i stabilne pieniądze to wydaje mi się, że Lublin jest do tego odpowiednim miejscem. Chcemy to oprzeć na Polakach, dlatego część zawodników zostanie z tego składu i szukam też graczy, którzy będą pasować do mojej koncepcji. Może będą to zawodnicy, którzy kiedyś przewinęli się przez moje ręce, którzy wiedzą jak u mnie się trenuje i w ten sposób będziemy chcieli zestawić ludzi w zespole do funkcjonowania na poziomie TBL. Nie mówię, że to będzie łatwe, bo na pewno zapłacimy nie raz frycowe, ale mam nadzieję, że damy kibicom w Lublinie więcej radości niż przykrości.
Dla ciebie to też będzie powrót po kilku latach, w których prowadziłeś zespoły pierwszej bądź drugiej ligi. Jak byś porównał obecnego trenera Pawła Turkiewicza, do chociażby siebie z czasów kiedy prowadziłeś Polpharmę w TBL?
- To są bezcenne doświadczenia. W Polpharmie praktycznie budowałem zespół sam od podstaw. Może troszkę nie wytrzymali tego włodarze, bo przegraliśmy cztery mecze, ale okazało się, że mój następca miał dobrze zbudowany zespół i osiągnął sukces, ale to oczywiście jego zasługa. Jest to dla mnie duże doświadczenie. Później poprowadziłem Start Gdynia do TBL i myślałem, że w kolejnym sezonie poprowadzę Śląsk również w ekstraklasie. Stało się niestety inaczej wylądowaliśmy w II lidze i zaczęliśmy jako WKK. Ja nie mam z tym problemu. Jeśli podejmuje się wyzwania z ludźmi to chce pokazać, że można. Wywodzę się z Wrocławia i chciałem udowodnić, że można tutaj coś zbudować. Udało się za naprawdę niewielkie pieniądze na przestrzeni dwóch lata zbudować drużynę, która awansowała do finału I ligi. Jest to dla mnie duże doświadczenie i umacnia w przekonaniu, że zawsze trzeba wierzyć w siebie i ludzie, z którymi pracuje oceniali swoją wartość jak najwyżej.
To będzie chwila prawdy dla wszystkich drużyn, które przenoszą się z I ligi do TBL. W tym roku będzie ich sporo. Uważasz, że to dobry ruch w kierunku rozwoju koszykówki w Polsce?
- To dopiero czas pokaże. Pierwszy rok będzie próbą dla wszystkich. Pojawiły się miasta, które mają duże tradycje koszykarskie Toruń, Szczecin czy też Lublin. Są też zespoły, które zadebiutują w ekstraklasie. Będzie można zobaczyć więcej Polaków, którzy dostaną swoją szansę i będzie to też próba weryfikacji dla większości ludzi i będą mogli pokazać, że wcale nie trzeba być jakimś wielkim zawodnikiem, aby być gotowym do gry w TBL. Mam nadzieję, że wypłynie kilku fajnych chłopaków i że będzie jak najwięcej młodych zawodników, którzy skorzystają z tej możliwości. Czas pokaże czy to był dobry ruch, ale mam nadzieję, że Lublin na tym skorzysta.
Dostałeś wolną rękę od prezesa Pelczara w kwestii budowania zespołu?
- Wszystko praktycznie konsultuje z prezesem. Za większość transferów oczywiście ja będę odpowiadał, ale tak jak mówiliśmy chcemy żeby jak największa cześć chłopaków była z Lublina, dlatego wrócił Ciechociński, który jest stąd. Dostał swoją szansę w Kotwicy, ale mam nadzieję, że pod moimi skrzydłami będzie miał więcej szans na pokazanie się. Część graczy zostanie z poprzedniego składu i też dostaną swoją szansę. Wiemy jednak, że trzeba troszkę pomieszać żeby wyszła z tego mieszanka wybuchowa i mam nadzieję, że mi się to uda. Jeżeli mielibyśmy no-limit budżet to na pewno inaczej by to wyglądało, ale trzeba sobie radzić z tym co jest i wypada mieć nadzieję, że nam się uda.
Jest coś na rzeczy z Michałem Ignerskim, bo raz, że jest z Lublina, a dwa pojawiły się jakieś spekulacje w mediach odnośnie możliwego powrotu. Czy jednak Michał jest absolutnie poza waszym zasięgiem?
- (śmiech) Powiem tylko, że Michał Ignerski jest z Lublina.
Uda się pogodzić rolę pierwszego trenera Wikany Startu z rolą asystenta reprezentacji Polski? Nie będzie to miało wpływu na przygotowanie drużyny do sezonu?
- Nie w żaden sposób. Zawodnicy będą tylko siedem dni beze mnie. Po tym okresie dołączę do zespołu bezpośrednio z eliminacji. Przez ten czas moi asystenci przygotują to co mamy zaplanowane i mam do nich pełne zaufanie. Gdyby to było 2/3 przygotowań to mógłby być problem, a to będzie raptem 1/6. To kompletnie nie wpłynie na okres przygotowawczy. Tym się też sugerowałem, bo gdyby to miało realny wpływ na przygotowanie zespołu to pewnie inaczej bym to rozpatrywał, ale praktycznie przystąpię z marszu do rozgrywek i większość czasu spędzę już przygotowując Wikanę Start do TBL.