Podopieczni Mihailo Uvalina w niedzielę zagrali jeden z lepszych meczów w bieżącym sezonie i przez całe spotkanie kontrolowali korzystny dla nich wynik. - To był dla nas chyba najważniejszy mecz w sezonie, więc były duże emocje. To był ostatni mecz półfinałowy i mógł zakończyć się każdym wynikiem. Skupiliśmy się na tym, by wyjść na parkiet na luzie, zacząć spotkanie bez nerwów i przede wszystkim nie dać Treflowi się rozpędzić. Ważna była obrona, zbiórki w ataku, mocno walczyliśmy pod koszem i na pick&rollach. Naszym głównym mottem była twarda gra w obronie i swoboda w ataku - skomentował Adam Hrycaniuk.
[ad=rectangle]
Sopocianie w niedzielę mieli spore kłopoty na obwodzie. Koszykarze Trefla tylko trzykrotnie trafili rzut zza linii 6,75 metra. Taka skuteczność pokazuje, że Stelmet Zielona Góra bardzo skupił się na grze w defensywie. - To wynikało z tego, że dobrze broniliśmy na pick&rollach i indywidualnie. Przemek Zamojski dobrze pilnował Adama Waczyńskiego. Każdy, kto krył obwodowych graczy, maksymalnie się starał i to wychodziło. Rozgrywający Lance Jeter nie miał tyle swobody co zawsze, Michał Michalak także. Udało nam się zatrzymać obwód i to nas bardzo cieszy - dodał środkowy zielonogórskiej ekipy.
Zawodnik o pseudonimie "Bestia" w piątym spotkaniu półfinałowym miał trudne zadanie. Musiał on w jak największym stopniu zastąpić zawieszonego na jeden mecz Vladimira Dragicevicia. - Nie mnie oceniać, czy nasza gra bez Dragicevicia się różniła. Na pewno staraliśmy się nie myśleć o jego braku, bo takie rzeczy się zdarzają i w tym meczu po prostu musieliśmy sobie poradzić bez niego. Nikt się tym nie załamywał, nikt nie spuszczał głowy. Staraliśmy się nadrobić tę stratę i jak widać, całkiem nieźle nam to wyszło - ocenił reprezentant Polski.
Finałowym rywalem Stelmetu Zielona Górą będzie PGE Turów Zgorzelec. - Jest 0:0, więc szanse zą 50/50. Wiadomo, że PGE Turów to bardzo mocna drużyna. Nie oszukujmy się: zgorzelczanie przeszli te play-off w miarę łatwo. Teraz jest jednak nowa seria, zaczynamy wszystko od zera. Wszystko może się zdarzyć. Nie ma presji, walczymy od zera. Jedziemy walczyć w pierwszym meczu, a co będzie w kolejnych spotkaniach to pokaże czas. Znamy naszą wartość. Oczywiście nie chodzimy z głowami do góry, bo wiemy jakie są realia. To jest finał, a jak historia pokazywała, w nim wszystko może się wydarzyć - zakończył Adam Hrycaniuk.