Zespół Jerzego Chudeusza trzy spotkania w drugiej części rozgrywek wygrał dopiero w samych końcówkach. Tak było z Jeziorem Tarnobrzeg, Polpharmą Starogard Gdański oraz z Asseco Gdynia. W rywalizacji z Kociewskimi Diabłami wrocławianie potrzebowali nawet dwóch dogrywek, żeby przeważyć szalę na swoją korzyść. Szczęścia zabrakło Śląskowi w rywalizacji z AZS Koszalin, który wygrał 77:75.
- Nasz zespół w tych dolnych "szóstkach" gra same wyrównane spotkania, które do samego końca są na "styku". Szkoda, że w Koszalinie nie uśmiechnęło się do nas szczęście - podkreśla Michał Gabiński, który jest zdania, że spotkanie w Koszalinie mogło potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby nie przegrana walka na tablicach oraz postawa... Darrella Harrisa.
- Myślę, że spotkanie w Koszalinie mogło się podobać kibicom. Było zacięte do samego końca. O zwycięstwie gospodarzy w tamtym meczu zadecydowały dwie sprawy: zbiórki oraz trójki Darrella Harrisa. Akademicy zebrali aż 12 piłek z naszej tablicy, co jest wynikiem niedopuszczalnym. Amerykanin dwukrotnie celnie przymierzył z dystansu. To był taki element dodany do gry zespołu z Koszalina - dodaje podkoszowy Śląska Wrocław.
W sobotę wrocławianie grają na wyjeździe z Jeziorem Tarnobrzeg, które w ostatnim tygodniu przegrało z Asseco Gdynia.