Konfrontacja zawodników MKS-u i WKK ProBiotics Wrocław zapowiadało się ciekawie, między innymi dlatego, że obie drużyny sąsiadują ze sobą w tabeli, a jedno miejsce wyżej byli wtedy sklasyfikowani dąbrowianie, którzy liczyli na udany rewanż.
- Wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwy mecz. WKK jest silną drużyną z charakterem. Tak jak się spodziewaliśmy, spotkanie było wyrównane do końca. Niestety, przegraliśmy i bardzo tego żałujemy, bo to zwycięstwo było nam potrzebne do zajęcia czwartego miejsca - powiedział Grzegorz Małecki.
Początek pojedynku we Wrocławiu w wykonaniu podopiecznych Wojciecha Wieczorka nie był najlepszy, potem musieli oni odrabiać straty i ostatecznie przegrali. Tym razem inicjatywa należała do gospodarzy, którzy byli bliscy pokonania WKK. Przed ostatnią kwartą prowadzili oni 69:66, ale czwartą odsłonę znacznie lepiej rozpoczęli wrocławianie, którzy po trzech minutach gry objęli prowadzenie 70:69. Mimo zaciętej walki, nie oddali przewagi do końca spotkania i po raz drugi w tym sezonie pokonali MKS.
Przestój na początku czwartej kwarty dużo kosztował MKS. Grzegorz Małecki postarał się wyjaśnić przyczyny porażki. - Trudno mi to ocenić, ale wydaje mi się, że przestoje w naszej grze, nasze wymyślane akcje nie przynosiły oczekiwanego rezultatu. Gdy graliśmy swoją koszykówkę, to jakoś to wyglądało. Natomiast w czwartej kwarcie pojawiała się nerwowość, każdy próbował wziąć odpowiedzialność na swoje barki i skończyło się tak, a nie inaczej - przyznał.
Przegrana z WKK zepchnęła Zagłębiaków na piąte miejsce w tabeli i obecnie plasują się za plecami wrocławian. W ostatniej kolejce MKS zmierzy się z Wikaną Start SA Lublin, natomiast WKK podejmie Intermarche Bricomarche BM Slam Stal Ostrów. Dąbrowianie wciąż mają szansę na zajęcie czwartego miejsca na koniec rundy zasadniczej, ale muszą wygrać swój mecz i liczyć na porażkę wrocławian.