Bartosz Półrolniczak: Trochę od twojego ostatniego meczu w barwach tarnobrzeskiej drużyny minęło, ale widać, że kibice dalej cię bardzo dobrze pamiętają.
Marek Piechowicz:
Bardzo mi miło, że zostałem w taki sposób przywitany. Kibice zgotowali mi naprawdę gorące przyjęcie. Cieszę się tym bardziej, że udało nam się wygrać. Pokonaliśmy drużynę byłego trenera, w meczu tak naprawdę za cztery punkty. Można powiedzieć, że cieszy mnie wiele aspektów tego spotkania w Tarnobrzegu.
Dla was ta wygrana to chyba takie światełko w tunelu, ciężko było się motywować po każdej kolejnej porażce?
-
To prawda, było ciężko. My sami już przestaliśmy liczyć, ile było tych porażek. Wiele rzeczy się na to złożyło, mieliśmy mnóstwo problemów. Wiele kontuzji, złych kontraktów i zmian w składzie. Zaczynamy się teraz zbierać, a tak naprawdę zbliża się już koniec sezonu.
Patrząc na początek rozgrywek, to teraz macie na dobrą sprawę całkiem inny zespół.
- To chyba samo się jakoś wyklarowało i pozmieniało. W tym momencie to zaczyna funkcjonować, zobaczymy co będzie w kolejnych meczach.
Wiedzieliście, że Marcin Nowakowski nie zagra?
-
Mieliśmy jakieś informacje na ten temat. To nie było jednak nic pewnego. Dopiero jak zobaczyliśmy, że nie rozgrzewa się przed meczem to wiedzieliśmy, że raczej nie pojawi się na parkiecie.
Jak zobaczyliście, że się to rozgrzewa poczuliście jeszcze większą szansę, by wywalczyć w Tarnobrzegu dwa punkty?
-
Na pewno tak, to jest podstawowy rozgrywający Jeziora. On kreuje grę i kieruje zespołem. Z pewnością było to spore osłabienie rywali, co zresztą było widać podczas gry.
Wygraliście, ale byliście blisko na dobrą sprawę dość frajerskiej porażki.
-
To prawda, w sumie mieliśmy wygrany mecz. Trzeba było utrzymać tylko piłkę, ewentualnie dać się sfaulować, a przydarzyła się prosta strata. To był najgorszy scenariusz jaki można sobie wyobrazić i poszła kontra. Dużo, naprawdę dużo szczęścia. Nie powiem, że byliśmy w tym meczu lepsi, ale szczęście było po naszej stronie.
Ta wygrana to będzie wreszcie jakiś przełom i zwiastun lepszej gry Kotwicy?
-
Ostatnio nasze morale strasznie upadły, ale teraz zaczynamy się wreszcie zgrywać i zbierać. Myślimy o wielu rzeczach, a nie skupiamy się na koszykówce. Fajnie, jakby sportowiec mógł się skupić tylko na tym aspekcie, to na pewno było by lepiej.
W mediach dość głośno było o waszych problemach, odbiło się to na drużynie?
-
Myślę, że na pewno w jakimś stopniu tak. Nie zmienia to jednak faktu, że normalnie przychodzimy na treningi, każdy musi dawać z siebie wszystko. Trzeba dążyć do tego, by być jeszcze lepszym zawodnikiem i grać w przyszłości w jeszcze lepszych klubach. Wszystkim zależy by indywidualnie się rozwijać i wygrywać.
O co realnie patrząc może jeszcze powalczyć Kotwica?
-
Tak realnie, to chcemy zająć minimum to 10 miejsce. To było by jakieś spełnienie oczekiwań zarządu, bo na nic innego już nie możemy liczyć.