Nie tak miało być - relacja z meczu Wisła Can Pack Kraków - Nadieżda Orenburg

Ekipa spod Wawelu mocno przygotowywała się do boju z Rosjankami, ale zaprezentowała formę poniżej oczekiwań i przegrała. Rywalki zaimponowały głównie konsekwencją.

Początkowo oba teamy tworzyły sobie sporo akcji, ale nie przekładało się to na najistotniejszą ze statystyk. Większość zawodniczek pudłowała nawet w teoretycznie prostych sytuacjach. Mimo tego Wisła potrafiła odnaleźć się w takich realiach. Wszystko dzięki swoim podkoszowym. Jantel Lavender wyłapywała niekiedy bezpańskie piłki i pewnie umieszczała je w koszu. Gdy koleżanki po jej wyczynach wreszcie poprawiły skuteczność wynik brzmiał 12:4, co mocno promowało gospodynie. Wśród podopiecznych George'a Dikeoulakosa dało się zaobserwować problemy przy wzajemnym zrozumieniu. Nie umiały realnie zagrozić rozkręcającej się małopolskiej lokomotywie.

Każda seria znajduje jednak kres. Położenie Białej Gwiazdy uległo pogorszeniu pod koniec "ćwiartki". Rosjanki zacieśniły defensywę, a dodatkowo za sprawą świetnie dysponowanej Natalii Anoikiny zniwelowały dystans. 

Zawodziła Danielle McCray. Pozyskania niedawno Amerykanka oczywiście ambitnie podeszła do spotkania, lecz podejmowała dużo złych decyzji stawiających w negatywnym świetle ocenę jej poczynań. Brakowało również wsparcia Allie Quigley. Węgierska obwodowa zaliczyła parę wyśmienitych występów w obecnym sezonie, lecz środowego wieczoru była cieniem siebie. Między innymi stąd wynikał przestój jaki podopieczne Stefana Svitka zanotowały w drugiej kwarcie.

Dała o sobie znać Dewanna Bonner. Gwiazda ekipy z Orenburga rzutami za trzy przechyliła szalę zwycięstwa dodając partnerkom jeszcze większej pewności. Poczynania te zaowocowały prowadzeniem 35:25, więc przed drugą połową goście byli w zdecydowanie lepszych nastrojach.

Zmiana stron nie przyniosła poprawy jeśli chodzi o krakowianki. Zaledwie sporadycznie punktowały, a na domiar złego popełniały błędy niweczące cały trud. Ofensywa dosłownie kulała. Opiekun drużyny rotował składem, niemniej Nadieżda utrzymywała bezpieczną zaliczkę. Należy zaznaczyć, iż nadal mocno broniła. Zgodnie z zapowiedziami grecki coach przykładał do tej formacji ogromną wagę, efektem czego mimo podobnej liczby strat jak wiślaczki rezultat forował przyjezdne (37:46). Decydująca batalia stanowiła zatem ogromne wyzwanie dla faworytek publiczności przy Reymonta. Koniec konfrontacji bowiem nieuchronnie nadciągał.

Niestety mimo chęci wicemistrzynie Polski musiały obejść się smakiem. Scenariusz do złudzenia przypominał wcześniejsze fragmenty. Uczestnik FinalEight z 2012 roku nie miał pomysłu jak wykorzystać własne auty, zaskoczyć oponenta. Próby przyspieszenia gry generalnie nie wychodziły.

W ten sposób trzeci raz przegrał na parkietach Euroligi i przynajmniej na razie czołowa trójka grupy B jest poza zasięgiem.

Wisła Can Pack Kraków - Nadieżda Orenburg 52:60 (16:14, 9:21, 12:11, 15:14)

Wisła: Lavender 17, Quigley 13, Tamane 10, McCray 4, Szott-Hejmej 4, Ouvina 2, Żurowska 2, Pawlak 0.

Nadieżda: Anoikina 15, Bonner 14, Żedyk 13, Johnson 12, Kuzina 2, Cruz 2, Dimitrakou 2, Miller 0.

[b]Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas

[/b]

Źródło artykułu: