- Jestem bardzo zadowolony z tego, że w końcu znalazłem uznanie w oczach trenera i mogłem spędzić na parkiecie nieco więcej czasu. To będzie dla mnie dodatkowa motywacja, by jeszcze mocniej walczyć o miejsce w zespole i minuty na placu gry - mówi Mikołaj Witliński, 18-letni skrzydłowy Anwilu Włocławek, po meczu z Asseco Gdynia w ramach Intermarche Basket Cup.
Początek sezonu dla młodego zawodnika był obiecujący - w debiutanckim pojedynku w profesjonalnej karierze spędził na parkiecie ponad siedem minut w meczu ze Śląskiem Wrocław. Później jednak było coraz gorzej: około dwóch i pół minuty przeciwko Asseco oraz PGE Turowowi i raptem 46 sekund w meczu z Treflem. Łącznie 13 minut i 19 sekund w czterech spotkaniach. Tymczasem w środowym starciu pucharowym, Witliński grał prawie 19 minut.
[i]
- Na początku byłem trochę spięty i, można powiedzieć, pazerny na grę. Chciałem robić wszystko, chciałem pokazać, że mogę grać dobrze. Niestety, zaczęło się od dwóch strat i niepotrzebnie wytrąconej zbiórki z rąk Daco (Danilo Mijatovicia - przyp. M.F.). Potrzebowałem kilku akcji, żeby się ustabilizować[/i] - tłumaczy Witliński.
Ogółem, w niecałe dwie kwarty 18-latek zdobył sześć oczek (2/4 z gry), miał dwa faule wymuszone, dwie straty, przechwyt i zbiórkę. Nieźle spisał się również w defensywie, gdzie najczęściej pilnował swojego kolegę z kadry U-18, Przemysława Żołnierewicza, choć obu graczy dzieli ponad 10 centymetrów wzrostu oraz inne pozycje na parkiecie.
- Kryłem "Żołnierza" bo z nim nie miałem większych problemów. Znamy się od lat, wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Piotr Szczotka jest za silny, dlatego trenerzy uznali, że trochę zmienimy sposób obrony. Najważniejsze, że mogłem zagrać w dłuższym wymiarze czasowym i zebrać doświadczenie. To kiedyś zaprocentuje - dodaje Witliński.
[/b]