Podopieczne Tomasza Herkta stoczyły bardzo wyrównany bój z Wilkami Morskimi Szczecin. O rozstrzygnięciu musiała decydować dogrywka. Tam okazały się one minimalnie lepsze, dzięki czemu zanotowały zasłużony i jakże cenny komplet punktów. Uczciwie trzeba bowiem oddać, że włożyły w ową rywalizację mnóstwo trudu.
Kapitalnie wkomponowała się sprowadzona niedawno Cathrine Kraayeveld, która ma docelowo zastąpić Ewelinę Galę. Amerykanka świetnie wykorzystała swoje atuty i po zaledwie paru wspólnych treningach poprowadziła team do sukcesu. Jeżeli w następnych występach potwierdzi dobrą dyspozycję, bydgoszczanki bez wątpienia sporo zyskają, szczególnie, że ich skład jest dość wąski. W takim układzie każda zawodniczka gwarantująca ponadprzeciętną jakość stanowi niezwykle istotny element.
- Grałyśmy razem w Pradze. To naprawdę solidna koszykarka, zawsze pracuje dla drużyny. Nominalnie pełni rolę podkoszowej, jednak potrafi seryjnie trafiać z dystansu. Należy cały czas jej pilnować, ponieważ w innym przypadku może przysporzyć ogromnych kłopotów - komplementuje koleżankę środkowa Wisły, Zane Tamane.
32-latkę zna też opiekun wiślaczek, Stefan Svitek. Oboje współpracowali w Koszycach, więc Słowak odpowiednio przygotuje defensywę na najbliższą niedzielę. Zresztą właśnie tylna formacja uchodzi w jego hierarchii za element numer jeden. Ponadto ambitny i profesjonalny stosunek do obowiązków na pewno nie pozwoli mu ominąć jakiegokolwiek detalu mogącego zaważyć na końcowym wyniku.
A takowych po stronie oponenta nie brakuje. Poza wspomnianą Amerykanką Artego posiada jeszcze choćby inteligentną rozgrywającą, Leah Metcalf. Właściwie za każdym razem oprócz asyst dostarcza sporą liczbę "oczek". Jej wszechstronność nie raz dawała się we znaki przeciwnikom. Do tego dochodzą doświadczone obwodowe - Elżbieta Mowlik i Daria Mieloszyńska-Zwolak, która notabene poprzedni sezon spędziła pod Wawelem.
Małopolskich kibiców natomiast powinna cieszyć wysoka forma dwójki dziewczyn zza Oceanu. Allie Quigley oraz Jantel Lavender błyskawicznie zaadaptowały się do nowych realiów i co ważne złapały zrozumienie z resztą teamu. - Naprawdę można być mile zaskoczonym. Szybko przyswoiły naszą filozofię, sposób funkcjonowania. Dalej oczywiście potrzebują praktyki, by niektóre zachowania stały się automatyczne, lecz póki co sytuacja wygląda zadowalająco. Oby całość szła we właściwym kierunku - mówi 47-letni szkoleniowiec i zaraz potem przekonuje, że kolektyw kawał roboty ma nadal przed sobą. - Na razie prezentujemy nierówny basket. Często początkowe dwie kwarty są przeciętne. Dopiero później łapiemy właściwy rytm, bilansujemy atak i obronę. Wtedy zaczynają być widoczne efekty. Docelowo bez dwóch zdań chcemy całość wyrównać. Nie wystarczy dziesięć, piętnaście minut przyzwoitego poziomu.
Oczywiście ciężko o diametralną zmianę w przeciągu chwili, niemniej nadchodząca konfrontacja to kolejna okazja, by wykonać kroczek naprzód. Poprzeczkę podniesie pewnie Erin Phillips. Australijka w grodzie Kopernika zaledwie osiem minut biegała po parkiecie, zatem teraz otrzyma raczej większą szansę. 28-latka tak samo wymaga boiskowego obycia, gdyż duża część składu przy okazji letniej przerwy została wymieniona. Dlatego startuje de facto od zera.
Początek meczu w niedzielę o godzinie 16.