EuroBasket nam nie pomógł - rozmowa z Romanem Ludwiczukiem

Były prezes PZKosz w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl ocenia występ naszych koszykarzy na EuroBaskecie 2013. Gra naszej kadry była dla niego dużym szokiem.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Zborowski: Panie Romanie gdybym zadał to pytanie przed EuroBasketem odpowiedź pewnie byłaby optymistyczna, ale mamy 9 września i bilans 1-4, a walizki spakowane już po meczu z Chorwacją. Jak to wytłumaczyć?

Roman Ludwiczuk: Szok! Chyba nikt z nas nie wierzy w to co się stało. Począwszy od zawodników, sztab trenerski, działaczy PZKosz, po nas kibiców. Po prostu szok! Ostatni mecz jednak pokazał, że wcale nie musiało to tak wyglądać.

Był pan na miejscu w Celje. Czy na żywo też wyglądało to tak źle, czy jeszcze gorzej?

- Transmisje w telewizji nigdy nie oddają całej sytuacji. Na miejscu wcale nie wyglądało to dobrze. Nasza gra i wyniki zaskoczyła również przedstawicieli drużyn, z którymi rywalizowaliśmy w grupie i z którymi miałem okazję porozmawiać i którzy czuli duży respekt przed naszą drużyną. Byli oczywiście zaskoczeni in minus.

Były selekcjoner Dariusz Szczubiał stwierdził, że przyczyna słabej gry leży w przygotowaniu fizycznym, które zostało cytuję: "źle zrobione". Zgodzi się pan z takim stwierdzeniem?

- Nie chciałbym wydawać opinii, bo nie jestem ekspertem w kwestii przygotowania fizycznego. Niewątpliwie czas na takie oceny przyjdzie po turnieju, po wysłuchaniu i przeanalizowaniu opinii sztabu trenerskiego i opinii dyrektora sportowego PZKosz. Mam nadzieję, że my jako kibice będziemy mogli się z nimi zapoznać, bo niewątpliwie coś nie zagrało, gdzieś został popełniony błąd.

Wróćmy do osoby Dirka Bauermanna. Optymistyczna wersja mówiła, że jest to najlepszy trener jaki kiedykolwiek pracował z kadrą. Fakty są takie, że przegrał EuroBasket w fatalnym stylu, a w dodatku tłumaczy to, że widać pozytywy w naszej grze. Czy pozytywem jest to, że przegraliśmy z Hiszpanią "tylko" różnicą 36, a nie 50 oczek?

- Ciężko mi się wypowiadać o odpowiedzialności trenera Bauermanna za wyniki kadry na tym turnieju. Na pewno w swojej karierze osiągał lepsze sukcesy sportowe, ale gdyby porównać to do poprzednich występów kadry pod wodzą innych szkoleniowców na EuroBasketach 2009 czy 2011 to teza, że jest to najlepszy trener z jakim przyszło pracować polskim koszykarzom w ostatnich latach jest zupełnie nietrafiona. Tym bardziej, że Ales Pipan w 2011 roku miał dużo mniejsze pole manewru jeśli chodzi o wybór zawodników na litewski turniej.

Chyba nikt z nas nie wierzy w to co się stało - mówi dla nas Roman Ludwiczuk
Chyba nikt z nas nie wierzy w to co się stało - mówi dla nas Roman Ludwiczuk

Nie warto było zatem dać szansę Alesowi Pipanowi, który miał pracować z kadrą w dalszym ciągu po EuroBaskecie 2011?

- Absolutnie się z tym zgadzam. Byłem bardzo zaskoczony zmianą trenera, ponieważ Ales Pipan wykonywał bardzo dobrą pracą popartą wynikami w 2011 roku. Mimo, że na litewskim EuroBaskecie w naszej kadrze nie grało wielu podstawowych zawodników, którzy mieli stanowić o sile reprezentacji. Nieraz przy podejmowaniu ważnych decyzji kierujemy się podpowiedziami, sugestiami, które nie zawsze jak pokazują ostatnie lata bywają trafne.

Miał pan okazję pracować z Andrejem Urlepem, Mulim Katzurinem czy Igorem Griszczukiem. Może pan zrobić szybkie porównanie do obecnego trenera?

- Niewątpliwie na tle obecnego trenera pozostałych cechowała duża skromność, a często też nie mieli do dyspozycji tak mocnego składu jaki miał w tym roku Bauermann. Cała wymieniona trójka znała doskonale realia polskiego basketu ligowego. Pracowali oni w najlepszych klubach w naszym kraju, nie tylko na arenie PLK, ale także na szczeblu europejskim. W moim przekonaniu byli niedoceniani za swoją pracę, ale jak pokazało życie, a w szczególności nasz występ na Słowenii to sport pisze nieprawdopodobne scenariusze. Każdy z nich osiągnął zrealizował zakładane cele bezpośrednio lub pośrednio. Czego chyba nie możemy powiedzieć o Dirku Bauermanie.

Nie chcę pytać o personalia bo wiadomo, że lepszych koszykarzy od tych którzy pojechali nie mamy, ale co jest przyczyną, że Marcin Gortat nie gra tak jak rok temu w eliminacjach i dlaczego nie "niszczył" rywali jak hucznie zapowiadał?

- Wylała się fala krytyki nie tylko na Marcina Gortata, ale na większość naszych koszykarzy, którzy grali na EuroBaskecie 2013. Nikt mi nie powie, że Marcin Gortat, czołowy zawodnik zespołu NBA czy Maciej Lampe, obecnie gracz Barcelony czy Łukasz Koszarek lub Krzysiu Szubarga i inni przestali nagle potrafić grać w koszykówkę w ciągu trzech tygodni. To, że potrafią grać i wygrywać pokazał nam ostatni grupowy mecz ze Słowenią. Fakt, że wszyscy byliśmy pełni optymizmu począwszy od zawodników na mediach kończąc powoduje nasze obecne rozczarowanie. I cóż Marcin i inni mieli powiedzieć przed turniejem, że jadą przegrywać mecze? Byli pewni swoich umiejętności i wierzyli, że są w stanie nawiązać walkę z każdą drużyną w grupie. I coś nie zafunkcjonowało! Na pytanie co było tego przyczyną musi odpowiedzieć cały sztab szkoleniowy począwszy od trenerów, fizjoterapeutów przez kierownictwo drużyny a kończąc na pracownikach PZKosz odpowiedzialnych za wybór ludzi do pracy z kadrą. Niewątpliwie mając już za sobą EuroBasket zarząd PZKosz ma sporo czasu na zastanowienie się, w którym momencie popełniono błąd i kto jest za to odpowiedzialny.

A jak pan porówna organizację turnieju chociażby w porównaniu do tego, który pan miał okazję organizować w 2009 roku.

- Kilkukrotnie w przeciągu ostatnich dni stawiano przede mną to pytanie. Miło jest słyszeć na zewnątrz, że polski EuroBasket jest do tej pory wspominany z takim sentymentem. I w dalszym ciągu cieszy się uznaniem.

W jakim miejscu po EuroBaskecie znajduje się obecnie polska koszykówka?

- Chyba jeszcze jest zbyt przedwcześnie na takie analizy. Jaki wpływ będzie miał osiągnięty wynik pokaże czas. Na pewno ten EuroBasket nam nie pomógł.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Źródło artykułu: