Dobrze jest być bezczelnym - wywiad z Michałem Sokołowskim, obrońca Anwilu Włocławek

- Ten sezon będzie przełomowym. Wiem, że od początku będę ważnym graczem rotacji a na moich barkach spoczywać będzie większa odpowiedzialność - mówi Michał Sokołowski, obrońca Anwilu Włocławek.

Michał Fałkowski: Dużo zawdzięczasz trenerowi Miliji Bogiceviciowi?

Michał Sokołowski: Trenerowi Bogiceviciowi zawdzięczam bardzo dużo, właściwie wszystko w dorosłej karierze i chciałbym bardzo móc powiedzieć za kilka lat, że to jest właśnie ten szkoleniowiec, którego będę wspominał jako najlepszego w karierze. Tak naprawdę to trener Bogicević dał mi szansę zaistnienia w ekstraklasie.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Szansę na grę dawał ci również poprzedni trener, Dainius Adomaitis...

- Tak, ale za trenera Bogicevicia było inaczej. Raz grałem więcej, raz mniej, ale wiedziałem, że jeśli będę solidnie pracował, to będę w rotacji. I tak też się działo. Kilkanaście razy dostałem nawet szansę gry w pierwszej piątce i choć za trenera Adomaitisa też miałem okazję wystąpić od początku, przeciwko Rosie Radom, to jednak zagrałem tylko trzy minuty. Odkąd trener Bogicević przyszedł do zespołu, moja rola na boisku uległa zmianie. Stałem się ważniejszym graczem.

Ciężko jest utrzymać zaufanie szkoleniowca?

- Zaufanie trenera, gdy przychodzi do zespołu w trakcie sezonu, to tylko fundament. Później trzeba robić wszystko by ten fundament, ten mur, budować coraz wyższy i mocniejszy. I nie powiem, że było łatwo. Momentami było naprawdę ciężko, bo czasami trener oczekiwał ode mnie rzeczy, które dla mnie były na tamten moment bardzo trudne do wykonania ze względu na brak doświadczenia.

Przełomowy moment w poprzednim sezonie to mecz z Treflem Sopot i twoje dziewięć punktów w pierwszej kwarcie?

- Tak myślę. To był pierwszy mecz, w którym poczułem, że mogę, że jestem w stanie robić dużo dobrego na parkiecie z pożytkiem dla zespołu. Jednocześnie też poczułem, że trener też chyba zdał sobie sprawę, że jestem w stanie wnosić coś dobrego do gry drużyny. Oczywiście, później było kilka dobrych, ale również i kilka złych meczów w moim wykonaniu, aż do spotkania numer dwa półfinału z PGE Turowem Zgorzelec. Przemek Frasunkiewicz niestety złapał kontuzję i trener nie miał wyjścia, nie mógł mnie nie wpuszczać. Wydaje mi się jednak, że go nie zawiodłem.

A pamiętasz mecz, w którym trener Bogicević wylał na ciebie przysłowiowy "kubeł zimnej wody"?

- Tak, to było starcie z AZS Koszalin, gdy po siedmiu minutach poprosiłem o zmianę, bo złapałem małą zadyszkę (śmiech). Zszedłem i potem już nie wszedłem na parkiet...

Nie spodziewałeś się wówczas, że trener może tak postąpić?

- Nie było takiej możliwości, żebym to przewidział (śmiech), bo gdybym wiedział co się stanie, nigdy bym tego nie zrobił. Następnego dnia po meczu trener poprosił mnie na rozmowę i wyjaśnił, że ja, jako młody zawodnik, nie mogę tak postępować i musiałem ponieść karę. Rozumiem to. Każdy trener ma swoje metody "wychowywania" młodych graczy, a mi nie pozostało nic innego jak tylko podkulić ogon i powiedzieć, że nigdy więcej tego nie zrobię.

Dużo jest takich rzeczy w zespole, których młody zawodnik nie może robić?

- Sporo. Generalnie młody zawodnik nie może robić niczego, na co starszy nie wyrazi zgody. Przede wszystkim ma słuchać trenerów i starszych od siebie. Czyli nie umniejszając - prawie wszystkich dookoła (śmiech).

[b]

Czy to będzie rok Michała Sokołowskiego w Anwilu Włocławek?
Czy to będzie rok Michała Sokołowskiego w Anwilu Włocławek?

Trener udziela ci rad. W zespole są również asystenci, którzy robią to samo. Zdarza się również, że bardziej doświadczeni zawodnicy podpowiadają coś na treningu lub meczu. Nie masz czasami dość?[/b]

- Wszystko jest dobrze, dopóki dwie osoby nie dają mi zupełnie odmiennych wskazówek w tej samej sytuacji. Zdarzało się tak w tym czy w zeszłym sezonie i wówczas trzeba reagować bardzo szybko. Wtedy raczej staram się czytać grę na bieżąco, ufając sobie samemu. Czasem wychodzi, a czasem nie. Ale tak właśnie nabiera się doświadczenia.

Odchorowałeś już tę porażkę z AZS Koszalin?

- Nie. Odchoruję ją dopiero, gdy zdobędę medal, czyli za rok.

Za rok?

- Oczywiście, że za rok. Jasne, nie znam całego składu zespołu, nie znam składów innych drużyn, ale jeśli ktoś chce tutaj przyjść i zadowolić się półfinałem, to niech lepiej nie przychodzi. Gramy o złoto, walczymy o mistrzostwo. W tym roku zrobiliśmy progres w porównaniu do poprzedniego i to było super. Jednocześnie jednak czegoś mi osobiście po tym sezonie brakuje, mam pewien niedosyt. Dlatego w kolejnym znów musi być progres. Kiedyś ktoś powiedział mi, że nie można tak naprawdę grać po to, by grać o drugie miejsce. I tego się trzymam.

Jesteś trochę bezczelny?

- Potrafię być.

To zaleta czy wada?

- Na parkiecie zaleta. Na parkiecie nie można być grzecznym. Jak trzeba zrobić mocny faul to się robi, jak trzeba coś powiedzieć w trash-talkingu, to też się robi. Ale jednocześnie - po meczach trzeba przeciwnika uszanować, jaki by on nie był. Dobrze jednak być bezczelnym.

Jest cienka granica między trash-talkingiem, a chamstwem...

- Bardzo cienka, a tym trudniejsza do zachowania, gdyż każdy zawodnik jest inny i różnie odbiera tę samą sytuację. Jeden machnie ręką, a drugi wpadnie w złość. Dlatego są zawodnicy, którym można coś więcej powiedzieć, a innym nie wypada. Jeżeli ja gram np. przeciwko Marcinowi Sroce, który jest doświadczonym, twardym i bezczelnym, w dobrym tego słowa znaczeniu, graczem, i muszę zagrać nieczysto w stosunku do niego czy go sfaulować mocno, to nie mam problemu. Ale coś mu przygadać? Jakiś trash-talking? Nie bardzo. To wynika z szacunku.

Wobec kogo zatem nie było półśrodków?

- Na przykład wobec Ivana Opacaka, który jest bardzo dobrym graczem, bardzo trudnym do upilnowania i mocno wykorzystującym wszelkie formy sprowokowania rywala. Bardzo dużo mnie nauczył podczas tej czteromeczowej serii półfinałowej, dlatego ja starałem się odpłacić mu tym samym. Zresztą, ogólnie większy szacunek mam do swoich rodaków, którzy są w lidze od kilku czy kilkunastu lat. Ich trzeba uszanować na parkiecie. A gracze zagraniczni? Szacunek poza parkietem, a na parkiecie wszystko dozwolone.

Przełomowy był dla ciebie ten sezon, który jest za nami czy przełomowym będzie ten, który dopiero nadejdzie?

- Zakończony sezon był dla mnie wprowadzającym do gry. Coś tam pokazałem i na treningach, i na meczach. Coś tam zagrałem i ogólnie zaprezentowałem się pozytywnie, wchodząc do ligi. Dlatego przełomowym będzie ten sezon, który dopiero przyjdzie. Wiem, że od początku będę ważnym graczem rotacji i wiem, że na moich barkach spoczywać będzie większa odpowiedzialność, niż było to poprzednio. Jeśli będę spełniał oczekiwania trenera, to będzie super, ale ja po cichu liczę, że przekroczę te wymagania...

Jest jednak druga strona medalu zwiększenia roli w zespole - oczekiwania. Hala Mistrzów nie będzie ci już biła brawo, gdy zdobędziesz pojedyncze punkty lub gdy zbierzesz dwie piłki w ataku. Będzie wymagała np. ośmiu punktów, pięciu zbiórek i trzech fauli wymuszonych w ataku.

- Pewnie tak, ale... szkoda, że tak niewielkie będą to wymagania (śmiech).

Źródło artykułu: