Prawdę powiedziawszy innego nastawienia być nie mogło. Podopieczne Jacka Winnickiego kilka dni wcześniej na wyjeździe okazały się gorsze o piętnaście punktów, wobec czego sprawa została jasno postawiona. Albo zawodniczki odrobią stratę, albo dalsze zmagania kwalifikacyjne odbędą się bez nich. Ku uciesze publiczności zgromadzonej w hali COS Cetniewo gospodynie stanęły na wysokości zadania. - Zagrałyśmy bardziej agresywnie w obronie, ale też lepiej po przeciwnej stronie parkietu, gdzie odznaczyłyśmy się większą skutecznością. W hali rywalek było zupełnie inaczej - twierdzi Agnieszka Szott-Hejmej i po chwili dodaje. - W ogóle nie wcielałyśmy w życie tego, o czym rozmawialiśmy przed owym starciem. Pewnie swoje zrobiła też podróż - tłumaczy.
Teraz wspomnianą porażkę można traktować w kategoriach przestrogi. Nie należy jednak zapominać o tych wydarzeniach, ponieważ w decydującej fazie, która nadciąga wielkimi krokami podobne błędy będą kosztować znacznie więcej. - Już w związku z meczem we Władysławowie czułyśmy mały stres, bo przecież stałyśmy teoretycznie po tej gorszej stronie. Nie ma mowy aby w finale coś podobnego zaistniało. Ponownie złapałyśmy właściwy rytm. Liczę, że obejrzymy zupełnie inny scenariusz - mówi doświadczona skrzydłowa.
Grecja przypuszczalnie postawi twardsze warunki. Zresztą jej potencjał wydaje się okazalszy niż w przypadku ostatnich przeciwniczek, więc kadrowiczkom pozostaje jeszcze dwa razy wzbudzić w sobie maksymalne skupienie. - Zbyt dużo już osiągnęłyśmy, by nie postawić decydującego kroku - kończy optymistycznie koszykarka krakowskiej Wisły.
Pierwszy pojedynek w Grecji odbędzie się 22 czerwca.
Agnieszka Szott-Hejmej: Było trochę stresu
Biało-czerwone mają za sobą istotne zwycięstwo nad Bułgarią, które dało im przywilej udziału w finale kwalifikacji ME 2015. Polki ewidentnie podeszły do wtorkowego starcia mocno skoncentrowane.
Źródło artykułu: