Podczas meczu Trefla Sopot z Turowem Zgorzelec mogliśmy oglądać wielu ludzi, którzy na co dzień piastują ważne role w polskiej koszykówce. Tak np. na trybunach "Hali Widowiskowo-Sportowej" pojawili się m.in. trener reprezentacji Dirk Bauermann, Adam Wójcik, Andrzej Pluta. Obecni byli także prezesi pomorskich klubów - Andrzej Twardowski, Roman Olszewski.
Nie dopisali jednak kibice koszalińscy, których w hali nie było za dużo i to przełożyło się na atmosferę podczas spotkania. Przypominała ona sportowy "pogrzeb" niż atmosferę prawdziwego sportowego święta. To nawet zauważyli koszykarze grający w tym meczu. - Atmosfera nie była zbytnio emocjonująca, ale tak to bywa. Mam nadzieję, że na meczu finałowym będzie znacznie lepiej - mówi Filip Dylewicz.
Atmosfera była bardzo podobna do tego, co działo się na wrześniowym turnieju towarzyskim, który miał miejsce w tej hali. - Dobra atmosfera wpłynęłaby pozytywnie na naszą dyspozycję, ale nie ma co gdybać, bo tak czasami bywa - dodaje kapitan Trefla Sopot.
Z drugiej strony można było usłyszeć wszystkie głosy dochodzące z parkietu. - Można było usłyszeć dźwięki niezadowolenia po nietrafionych aż piętnastu rzutach wolnych. Nikt nie cieszył się ze spektakularnych naszych akcji, a tylko czekał, jak coś się nam nie uda. To smutne, ale trzeba to uszanować - kończy Dylewicz.
Atmosfera poprawiła się na drugim spotkaniu, w którym to AZS Koszalin mierzył się z Asseco Prokomem Gdynia. Koszalińscy kibice głośno dopingowali swoich pupili, ale niesmak po pierwszym meczu pozostał..