Przypominam sobie jak było przed laty - rozmowa z Grzegorzem Płocicą, zawodnikiem Polonii Przemyśl

Przemyska Polonia co prawda uległa Śląskowi Wrocław, ale zwycięstwa nie oddała bez starań. Świetne zawody rozegrał Grzegorz Płocica, który zdobywając 25 punktow nawiązał do najlepszych czasów.

Adam Popek: W sobotę mierzyliście się z liderem pierwszej ligi i jednocześnie głównym pretendentem do awansu. Mimo różnicy potencjału postawiliście mu trudne warunki, a przy sprzyjających okolicznościach mogliście nawet triumfować.

Grzegorz Płocica: Rzeczywiście w drugiej połowie pojawiła się szansa, by wygrać spotkanie. Zabrakło chyba w tym wszystkim trochę szczęścia. Popełniliśmy zbyt dużo błędów w obronie. Przeciwnik niestety trafiał za trzy punkty bez żadnych problemów. Ponadto straciliśmy kilka łatwych piłek.

Jednak mimo słabego startu wstaliście z kolan i niemal dogoniliście oponenta. Ten fakt chyba należy docenić?

- Na pewno. Nie poddaliśmy się bez walki. Próbowaliśmy cokolwiek wyszarpać praktycznie do samego końca. Jednak w pewnej chwili coś w nas pękło. Nie potrafiliśmy przełamać wyniku, sprawić aby rywalizacja charakteryzowała się bardziej wyrównanym poziomem. W międzyczasie Śląsk zdołał odskoczyć i potem utrzymał bezpieczny dystans.

Powiedziałeś wcześniej o stratach, lecz zastrzeżenia można skierować również pod adresem gry podkoszowej. Wrocławianie za łatwo poczynali sobie na tablicach.

- Nie da się ukryć, że ten element szwankował. Poza tym klasę pokazał Radosław Hyży. Stary, parkietowy wyjadacz przeszkolił nieco młodych.

Grzegorz Płocica nie czuł żadnego respektu przed liderem tabeli i ustrzelił aż 25 "oczek"
Grzegorz Płocica nie czuł żadnego respektu przed liderem tabeli i ustrzelił aż 25 "oczek"

Zmieniając temat, Grzegorz Kukiełka ma się obawiać powrotu do składu?

- Dlaczego? Brakuje go!

Zastąpiłeś waszego lidera fantastycznie i zaprezentowałeś się co najmniej jak kiedyś.

- Powoli sobie przypominam jak to było przed laty (śmiech).

Takie występy twojego autorstwa ostatni raz widziałem w minionej dekadzie…

- Wiesz jak całość wyglądała. W poprzednim sezonie dołączyłem w trakcie rozgrywek. Nie występowałem zbyt wiele. Podczas obecnego pierwotnie również grzałem ławkę. Dopiero teraz więcej minut spędzam na parkiecie i cóż, pomału do przodu (śmiech).

Odczuwasz osobistą satysfakcję w związku ze zdobyciem 25 punktów?

Nie. Dla mnie istotny jest wynik kolektywu. Tutaj tkwi sedno sprawy. Jeżeli zawodnicy będą wspólnie bić się o założony cel i funkcjonować tak, jak podczas tych lepszych potyczek, wówczas przyjdą sukcesy. Oczywiście personalnie też można rozpatrywać osiągnięcia, niemniej numerem jeden pozostaje team.

Zatem jako zespół walczycie o play off?

- Nie oceniam jednoznacznie naszych dążeń. Nikt nie stawiał żadnych warunków. Na razie gramy... bo gramy.

Komentarze (0)