Adrian Dudkiewicz: Dlaczego zdecydował się pan na grę w Spójni?
Wiktor Grudziński: To jest mój zespół, który mnie wychował koszykarsko. Pierwsze kroki w sporcie stawiałem właśnie w tym mieście, a ponadto wytworzyła się taka sytuacja, że powoli muszę zacząć myśleć o przyszłości i akurat w Spójni zaproponowano mi takie zajęcie (dyrektor sportowy - przy. red), dzięki któremu nadal będzie można czerpać dodatkowe profity. W ekstraklasie atmosfera zaczyna się powoli robić trochę niezdrowa, kluby mają mniej pieniędzy, a proponowany kontrakt nie był dla mnie satysfakcjonujący. Poza tym od ponad ośmiu lat w Stargardzie mój dom stał pusty i to był też jeden z głównych powodów powrotu do Spójni.
Czy jednak gra w drugiej lidze nie jest dla pana sportową degradacją?
- Na pewno jest, bo przez ostatnie lata z powodzeniem grałem na najwyższym szczeblu rozgrywek, a z Anwilem walczyłem o medale. Ale tak jak mówiłem wcześniej - ja jestem zawodowcem, i z czegoś przecież muszę utrzymać rodzinę. Uznałem, że najlepszym wyjściem będzie powrót do Stargardu i to nawet jeśli miałbym zejść jedną, czy dwie półki niżej w ligowej hierarchii.
Jakie cele postawił drużynie zarząd klubu przed nadchodzącym sezonem?
- Na pewno awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Jeśli nie uda się tego zrobić, to myślę, że dla każdego z nas będzie to osobista porażka. Liczy się tylko pierwsze miejsce i I liga w przyszłym roku.
Z czego bierze się spadek zainteresowania koszykówką w naszym kraju? Mam tu na myśli mniejsze zainteresowanie kibiców, sponsorów i mediów.
- Wynika to głównie z tego, że kluby nie myślą długofalowo, a chcą tylko przetrwać z sezonu na sezon. Trenerzy nie stawiają na polskich koszykarzy i ponadto wprowadza się jakieś sztuczne przepisy, które tak naprawdę nic ciekawego nie wnoszą. Pierwszym krokiem w celu naprawy koszykówki w Polsce powinien być limit na zawodników z USA, a jest ograniczenie liczby Polaków do dwóch. Jeśli to się nie zmieni, ten sport nadal będzie szedł w dół. W klubach nie ma speców od marketingu i zarazem tak wszystkim potrzebnej reklamy naszej dyscypliny.
Czy Eurobasket 2009 w Polsce może zmienić tą sytuację na lepsze?
- Raczej na gorsze. Uważam, że nie wyjdziemy z grupy i na trzech meczach zakończy się nasza przygoda z turniejem. Gdzie ci kadrowicze mają się ogrywać, skoro cały czas grają tylko Amerykanie, a nasi zawodnicy siedzą na ławce rezerwowych? Na taką imprezę przyjeżdżają najlepsze zespoły z Europy, a my jesteśmy na samym dnie tej hierarchii.
Czy to oznacza, ze Muli Katzurin jest słabym selekcjonerem?
- Trudno to oceniać. Wiadomo, że jeśli ma się materiał ludzki, który praktycznie nie gra w koszykówkę, a tylko się przypatruje jak to robią czarnoskórzy zawodnicy, to trudno z tego coś wyciągnąć. On musi jak najwięcej minut grać na parkiecie i tylko to pomoże naszej kadrze.