- Nie wiem jakiego przywitania się spodziewać, sporo ostatnio o tym myślałem. Doskonale wiem jaki jest kibic we Włocławku, ale ja mam czyste sumienie - w Anwilu dawałem z siebie wszystko, raz było lepiej, raz było gorzej. Mimo to mam nadzieję, że te siedem lat w Anwilu coś znaczą i kibice przyjmą mnie dobrze, choć tym razem dam z siebie wszystko dla AZS - mówił przed sobotnim meczem Bartłomiej Wołoszyn, skrzydłowy koszalińskiego klubu, który przez siedem ostatnich lat grał w Anwilu.
Jak się okazało - kibice stanęli na wysokości zadania i podczas prezentacji obyło się bez gwizdów. Wołoszyn otrzymał gromkie brawa podobnie jak Igor Milicić, członek złotej ekipy z sezonu 2002/2003. Ten drugi ani razu nie wyszedł na parkiet, zaś Wołoszyn otrzymał od trenera Teo Cizmicia… osiem sekund na parkiecie.
- Moja decyzja nie była związana z tym, że obawiałem się, że Bart nie da sobie rady pod względem mentalnym, presja go przerośnie albo coś w tym stylu - tłumaczył na konferencji prasowej chorwacki trener.
- Bart od około 15 dni leczy po prostu kontuzję i uznałem, że w takim meczu, w meczu na styku, nie da nam tego, czego od niego oczekuję. Ma problem z kolanem, a ja nie mogę korzystać z koszykarzy, którzy nie są w pełni zdrowi i liczyć, że dadzą z siebie 100 procent. Zdecydowałem się go wpuścić na parkiet tylko w jednej akcji, w akcji obronnej, która kończyła drugą kwartę - dodał Cizmić, który jako pierwszy w tym sezonie pokonał Miliję Bogicevicia.