Przed rozpoczęciem starcia w Radomiu koszalinianie byli typowani do zwycięstwa, choć Łukasz Wiśniewski nie do końca zgadza się z tym stwierdzeniem. - Czy byliśmy faworytem, to nie wiem, bo przed tym spotkaniem zagraliśmy dwa razy na wyjeździe i oba te mecze przegraliśmy - przypomniał po końcowej syrenie w wywiadzie dla oficjalnej strony Rosy.
Zawodnik akademickiego klubu zwrócił uwagę na specyfikę hali beniaminka. - Ciężko gra się na tym obiekcie, rywal walczy o każdy centymetr parkietu i chce jak najwięcej zwycięstw "urwać" czołówce - podkreślił. Ucieszyła go przede wszystkim świetna postawa swojej drużyny w ataku: [i]- Poniosło nas w ofensywie, bo rzuciliśmy prawie 100 punktów.
[/i]
Pomimo odrabiania strat przez niemal cały mecz, w decydujących momentach AZS doprowadził do remisu, a w samej końcówce przechylił szalę zwycięstwa na swoją stronę. - Istotne jest to, że dogoniliśmy rywala w czwartej kwarcie, bo schodziliśmy na przerwę z pięciopunktową stratą. Najważniejsze, że wygraliśmy, bo nie wyobrażam sobie tak długiej podróży, jaką tutaj odbyliśmy, z przegraną - ujawnił Łukasz Wiśniewski.
Pomimo dużej motywacji, radomskiemu beniaminkowi nie udało się przerwać impasu, jaki dopadł go w ostatnim czasie. - Podeszliśmy do tego meczu bardzo zmobilizowani. Bardzo chcieliśmy przerwać tę serię porażek i u nas pokazać, że choć AZS Koszalin wygrał mecze z Prokomem czy Treflem, jest drużyną do pokonania - mówił Jakub Zalewski.
Miał świadomość tego, iż przez większą część potyczki Rosa była równorzędnym rywalem dla Akademików. - Myślę, że przez 3 kwarty naprawdę nieźle to wyglądało. Zadecydowała końcówka czwartej kwarty, daliśmy rzucić rywalom w tej części 30 punktów. Zagraliśmy źle w końcówce, uciekła nam dziesięciopunktowa przewaga. AZS zagrał skutecznie w końcówce - zakończył.