Nastroje wśród miejscowych z pewnością są lepsze. W minioną środę po długich oczekiwaniach w końcu zdobyły pełną pulę i co najistotniejsze zaprezentowały całkiem niezły basket. Błysnęła wtedy Elżbieta Mukosiej. Doświadczona strzelczyni przypomniała sobie najlepsze czasy i zdobywając 20 punktów w ogromnej mierze przyczyniła się do sukcesu drużyny. Dlatego też niemal pewnym jest, iż trener Wojciech Downar-Zapolski da jej szansę występu również podczas weekendu.
Pochwalić należy też obronę. Ta formacja spisała się bez zarzutów, efektem czego łodzianki notowały częste przestoje jeśli chodzi o skuteczne wykańczanie akcji. Śmiało można zaryzykować tezę, że zaprocentowały lekcje wyniesione z pojedynków z krajowymi potentatami. Do niedawna bowiem beniaminek musiał stawiać czoła tylko tym silnym i wobec ponoszonych porażek pozostawało mu po prostu wyciągać wnioski oraz przynajmniej starać się osiągnąć wyższy pułap. Teraz wreszcie w jego ligowym bilansie nie widnieje już liczba zero, co powoduje wręcz, że do nadchodzącej potyczki podchodzi w roli faworyta. - Ci oponenci, z którymi aktualnie gramy są teoretycznie w zasięgu. Jednakże nie patrzyłabym tylko na tych słabszych. Bez względu na okoliczności musimy wreszcie zwyciężyć i również pokusić się o jakąś niespodziankę - twierdzi Joanna Kędzia.
PTK Pabianice ani razu nie miało sposobności aby cieszyć się po sukcesie. Generalnie za każdym razem przeciwnicy byli co najmniej o klasę lepsi i nic nie wskazuje na rychłą odmianę tej tendencji. - Ważne jest to, iż dziewczyny podejmują w ogóle walkę, co cieszy. Mam na myśli choćby batalię z Wisłą Kraków. Gdy poprawimy jeszcze parę pojawiających się błędów, postawa całego teamu przyniesie więcej korzyści - uważa trener Sylwia Wlaźlak.
Jedyne czym przyjezdne górują nad drużyną ze wschodu Polski to doświadczenie. Dysponują paroma koszykarkami, które jeszcze kilka dobrych lat temu gościły w elicie, więc w przypadku ewentualnej wyrównanej końcówki ten atut może okazać się niezwykle cenny. - Trzeba bić się dalej i liczyć, że w końcu zwyciężymy - dodaje z nadzieją Renata Piestrzyńska.
Ona i jej koleżanki jeśli w ogóle snują marzenia o korzystnym rezultacie sporą wagę powinny przyłożyć do krycia Leah Metcalf. Amerykanka odkąd pojawiła się w AZS-ie wykonuje kawał dobrej roboty w rozegraniu i nie ogranicza się jedynie do rzutów z dystansu. - Ona naprawdę wiele wnosi w szeregi zespołu - komplementuje partnerkę Kędzia.
Jeżeli zaś 29-latka otrzyma choć trochę swobody, wówczas nawet indywidualnie jest w stanie przesądzić o losach zmagań.
Mecz w niedzielę o godzinie 17 30.