Niepokonani we własnej hali - relacja z meczu MKS Dąbrowa Górnicza - MOSiR Krosno

Dąbrowianie pozostają niepokonani na własnym terenie. Tym razem w Dąbrowie Górniczej polegli krośnianie, którzy w czwartej kwarcie rzucili się do odrabiania strat, ale okazało się to niewystarczające.

Zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami w składzie MKS-u znalazł się Marek Piechowicz, ale nie rozpoczął on spotkania w wyjściowej piątce.

Od początku meczu w akcjach obu drużyn było trochę niedokładności, która zadecydowała o tym, że pierwsze trafienie dopiero po 1,5 minuty zaliczył Marcin Salamonik. Po grze widać było wagę tego spotkania, mimo że nadal niedokładności decydowały nawet o możliwości oddania rzutu, to walka na parkiecie była zacięta. O pechu mogli mówić gospodarze, którym w dwóch akcjach piłka po prostu wypadła z kosza, wcześniej tocząc się po obręczy. Jednak w miarę upływu czasu wrzucili oni wyższy bieg i wyszli na skromne, bo jednopunktowe prowadzenie. Po 5,5 minuty goście mieli już na swoim koncie pięć przewinień, z czego trzy były autorstwa Wojciecha Pisarczyka. Po trójce Łukasza Grzegorzewskiego trener MOSiRu poprosił o czas (12:6). Zagłębiacy rozpędzali się, a rywale nie byli w stanie odpowiedzieć celnymi trafieniami na rosnące przewagę rywali, wynoszącą już osiem punktów, a także zdarzało im się popełnić bardzo proste błędy. Tuż przed syreną trafił Dariusz Oczkowicz (19:15).

Druga kwartę w składzie MKS-u rozpoczął Marek Piechowicz, co wywołało duże oklaski wśród kibiców, którzy wywiesili transparent "Witaj w domu Marku!". Tę odsłonę rozpoczęło trafienie Oczkowicza, na które MKS odpowiedział pięcioma punktami. Mimo że krośnianie wrócili na boisko zmobilizowani, to ich gra była niewystarczająca do niwelowania strat. Po sześciu minutach w szeregi dąbrowian wkradło się małe rozluźnienie, wydawało się, że odeszło ono w niepamięć po trójce Michała Wołoszyna (37:27), ale niespełna minutę później przy stanie 37:32 trener Wojciech Wieczorek wprowadził na parkiet trzech zawodników. Bardzo dobrze na parkiecie spisywał się Wołoszyn, który w tej odsłonie zdobył siedem punktów. MKS wykorzystywał błędy rywali przy konstruowaniu akcji i pewnie zamieniał je na cenne punkty. Dzięki tak dobrej grze, schodząc na przerwę prowadził 44:34.

Rozmowa w szatni Dusana Radovicia ze swoimi zawodnikami przyniosła oczekiwane efekty, MOSiR rozpoczął bowiem trzecią odsłonę bardzo dobrze, ich gra wyglądała efektownie, ale straty malały w wolnym tempie, mimo przestoju ich rywali. Mimo że MKS nadal prowadził, to trener Wieczorek nie mógł być zadowolony z postawy swojej drużyny. Sytuacja na boisku odwróciła się, pod koniec pierwszej połowy to dąbrowianie wykorzystywali błędy swoich rywali, teraz to krośnianie byli w stanie zamieniać na punkty między innymi niedokładne podania gospodarzy. Z biegiem czasu sytuacja gości stawała się coraz bardziej skomplikowana, gdyż ich straty wzrosły do niemal dwudziestu punktów (64:45). Z kontrą wyszedł Marek Piechowicz, który podał do Macieja Maja, który wykończył tę efektowną akcję, a po faulu Pisarczyka (które było zarazem piątym przewinieniem tego zawodnika) Maj zamienił dodatkowy rzut wolny na punkt (69:47).

W czwartej kwarcie krośnianie radzili sobie bardzo dobrze, większość ich akcji kończyła się zdobyciem punktów, a przy stanie 69:57 trener Wieczorek poprosił o czas, gdyż przez trzy minuty MKS ani razu nie trafił. Do końca odsłony było jeszcze siedem minut, więc szala zwycięstwa mogła przechylić się również na stronę gości. Chwilę później z parkietu zszedł Salamonik za pięć fauli. Po kontrataku, który rozpoczął Grzegorz Grochowski, a zakończył Mateusz Dziemba, trener Radović poprosił o czas (74:60). Po 5,5 minuty MKS miał na swoim koncie pięć fauli, co mogło okazać się atutem ich rywali, lecz mieli oni niską skuteczność rzutów wolnych. Ciężar zdobywania punktów wziął na swoje barki Kamil Łączyński, który w przeciągu 30 sekund dwukrotnie efektownie zakończył akcję MOSiRu. W pewnym momencie meczu wydawało się, że gospodarze spokojnie "dowiozą prowadzenie" do końca i zwyciężą, ale obie drużyny zgotowały kibicom nerwową i zaciętą końcówkę. Mimo że czas płynął nieubłaganie, to goście cały czas walczyli. Piotr Zieliński dwukrotnie trafił za dwa, co tylko potwierdziło wygraną dąbrowian. Jednak krośnianie efektownie rozegrali ostatnią akcję, na sekundę przed końcem Łukasz Paul wykonał wsad rozpaczy, ustalając wynik na 86:77.

MKS Dąbrowa Górnicza - PBS Bank Efir Energy MOSiR Krosno 86:77 (19:15, 25:19, 25:13, 17:30)

MKS: Wołoszyn 16 (3 x 3 pkt), Maj 14, Grochowski 12 (8 zb, 13 as), Grzegorzewski 9, Zieliński 9, Zmarlak 8, Marek Piechowicz 7, Dziemba 6, Karolak 5, Marcin Piechowicz 0, Wójcik 0.

MOSiR: Łączyński 21 (2 x 3 pkt), Paul 14 (7 zb), Pluta 11, Salamonik 8, Oczkowicz 6, Nowak 6, Adamczewski 5, Szurlej 4, Partyka 2, Pisarczyk 0.

Grzegorzewski

Źródło artykułu: