Mateusz Zborowski: Początek sezonu w waszym wykonaniu to sinusoida. Macie wzloty i upadki. Jak ocenisz swój debiut w I lidze i pierwsze mecze Śląska w klasie rozgrywkowej wyżej?
Norbert Kulon: Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. Dobre fragmenty gry przeplatamy dużo słabszymi. Ciągle pracujemy nad wyeliminowaniem przestojów w ataku. Swój debiut oceniam poprzez pryzmat naszych wyników, jesteśmy w czołówce tabeli, na pierwszy rzut oka nie jest źle, aczkolwiek nie jest to szczyt naszych możliwości. Na pewno jest duży przeskok z II ligi na I ligę. Zawodnicy prezentują duży wyższy poziom koszykarski, gra jest bardziej ułożona i fizyczna.
Spodziewałeś się, że tak szybko zostaniesz graczem pierwszej piątki? Konkurencja na pozycjach 1-2 mobilizuje?
- Przed sezonem nikt nie gwarantował mi rozpoczynania meczów w pierwszej piątce. Również niewielu się spodziewało, że mogę zaczynać mecze od początku. Osobiście nie ma dla mnie różnicy, czy wchodzę z ławki, czy zaczynam mecz w pierwszej piątce. Mam jasno nakreślone zadania i staram się je wykonywać. Obwód w naszym zespole jest silnie obsadzony, każdy jest w stanie grać jako starter. Konkurencja na pewno motywuje.
Śledząc mecze Śląska wielu zgodnie przyzna, że Norbert Kulon gra jak rutyniarz. Trafiasz w ważnych momentach, asystujesz, wymuszasz faule czy wyciągasz piłki z kozła rywalom. Masz dopiero 20 lat, a już pokazujesz, że może być tylko lepiej...
- Cieszę się, że ktoś docenia moje starania na parkiecie. Do rutyniarza daleka droga, choć staram się podejmować racjonalne decyzje podczas gry. Czasami ponosi mnie młodzieńcza fantazja, ale bardziej doświadczeni koledzy w zespole szybko sprowadzają mnie na ziemię. Wiele mankamentów fizycznych, czy technicznych da się nadrobić sprytem, czy szybkością. Tak też staram się czynić.
Jako jeden z najmłodszych zawodników w drużynie czujesz presję związaną z oczekiwaniami i awansem do PLK? Masz tak naprawdę świadomość o co gracie?
- Wrocław to specyficzne miasto, jeśli chodzi o podejście do koszykówki. W wielu miastach w Polsce nie ma naturalnej presji na wynik, takiej jaka jest w stolicy Dolnego Śląska. Kibice oraz ludzie związani w jakiś sposób ze Śląskiem od dawien dawna byli przyzwyczajeni do koszykówki na najwyższym poziomie. Dlatego tak brutalny był upadek koszykówki seniorskiej we Wrocławiu. Naszym celem jest oczywiście awans do PLK i nikt w klubie nie przewiduje innego scenariusza, dlatego kluczowe jest udźwignięcia tego brzemienia, jakim jest awans.
Grasz w Śląsku od początku kariery. Czy to pomaga? Czy prawdą jest, że prawdziwy wrocławianin zostawia więcej zdrowia na parkiecie niż gracze, którzy przychodzą do klubu?
- Szczerze nie wyobrażam sobie gry dla innego klubu niż Śląsk. Jeszcze dobrych kilka lat temu "latałem" z mopem w Kosynierce i krzątałem się pomiędzy nogami zawodników i sędziów (śmiech). Cieszyłem się z możliwości oglądania rozgrywek ówczesnej II ligi, w której grali młodzi koszykarze ekstraklasowego Śląska. Zawsze podchodziłem emocjonalnie do gry w swoim ukochanym klubie. Bez różnicy, czy to liga makroregionu i mecz młodzików, czy pierwszy mecz w I lidze.
Zaskoczyło cię coś w I lidze?
- Na pewno jest wiele więcej koszykarzy, którzy niegdyś z powodzeniem rywalizowali w PLK, czy nawet w reprezentacji, poziom ligi jest naprawdę wysoki. Dodatkowym plusem jest to, że grają sami Polacy. Myślę, że większość składów I ligowych z powodzeniem mogłoby rywalizować ze składami "polskimi" w PLK. Na bilans porównań, zaskoczeń in plus, in minus jeszcze przyjdzie czas.
Od takich graczy jak Marcin Flieger i Tomek Ochońko można sporo się jeszcze nauczyć i poprawić swój repertuar zagrań, mam rację?
- Marcin i "Bibi" to starzy wyjadacze, jak na warunki pierwszoligowe, gra z nimi daje mi wiele nauki i satysfakcji. Przy nich mogę czerpać garściami doświadczenie boiskowe i przyswajać ciekawe zagrania. Jeden przytrzyma za koszulkę, drugi lekko przepchnie, to wszystko sprawia, że mam możliwość podpatrywania tych boiskowych sztuczek, ale z reguły gramy fair (śmiech).
Z czym jest to związane, że jedziecie do Bydgoszczy i odprawiacie Astorię 30 punktami, a we własnej hali gracie wyrównane boje i męczycie się do ostatnich sekund?
- Sami tak naprawdę nie wiemy, co jest przyczyną takich wahań formy. Mecz z Polonią Przemyśl zaczęliśmy w imponującym stylu, ale w nasze szeregi wdało się rozprężenie i ostatecznie w trzech ostatnich kwartach rzuciliśmy tyle, co w samej pierwszej. Mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach utrzymamy koncentrację przez 40 minut i nie będzie mowy o przestojach w grze, bo to może nas kosztować utratę cennych punktów.
Wybiegasz czasem myślami do PLK?
- PLK to melodia przyszłości, przed nami cały sezon i długa droga usłana wieloma przeszkodami. Czasami po cichu myślę o PLK. Jeśli miałbym przyjemność grać w PLK, to chciałbym być jak najlepiej przygotowany do rywalizacji na najwyższym poziomie. Trochę mi jeszcze brakuje do PLK, ciężko pracuję, abym kiedykolwiek coś znaczył w tej lidze. Za rok, może dwa? Czemu nie!
We Wrocławiu z pewnością brakuje koszykówki na najwyższym poziomie. Uważasz, że jesteście w stanie wrócić do elity i zrobić tam małe zamieszanie? W końcu w klubie wszyscy czekają z tą odłożoną"osiemnastką"...
- Wrocław zasługuje na koszykówkę na najwyższym poziomie, dlatego damy z siebie wszystko, aby za rok namieszać w elicie w PLK. Konkurencja w I lidze jest ogromna, wiele zespołów celuje w walkę o najwyższe cele, każdy chce utrzeć nosa Śląskowi, zawsze tak było. Zwycięstwo ze Śląskiem smakuje podwójnie. Na pewno nikt nie położy się przed nami.
Przed wami mecz ze Stala... Będą podteksty w tym meczu? Bo wielu zawodników ostrzy sobie zęby na takie pojedynki.
- W tamtym sezonie zarówno gracze, jak i kibice Śląska i Stali udowodnili, że nawet na poziomie drugoligowym można stworzyć emocjonujące widowiska. Miałem przyjemność dwukrotnie odcinać siatkę w hali odwiecznego rywala, muszę przyznać, że to genialne uczucie. Teraz rywalizacja przenosi się na pierwszoligowy front, mam nadzieję, że stworzymy ciekawe widowisko i wyjdziemy z niego obronną ręką.
Będzie 3 zwycięstwo?
- Innej opcji nie ma, szczególnie, że gramy przed swoją publicznością. Drodzy wrocławianie i nie tylko, bierzcie pod pachy swoje rodziny i znajomych, widzimy się w niedzielę w Orbicie. Tak więc do zobaczenia!