O "amatorach" w pierwszej lidze - rozmowa z Waldemarem Mendlem, trenerem Politechniki Poznań

Niespodziewany beniaminek I ligi koszykarzy nie ma zbyt wielu atutów w swoim ręku. Waldemar Mendel ma jednak wizję budowy i funkcjonowania własnej ekipy, którą przedstawił naszemu portalowi.

Miłosz Marek: Pańska drużyna nie jest zbyt medialna, więc na początek proszę o krótkie przedstawienie zespołu.

Waldemar Mendel: AZS Big-Plus Politechnika to beniaminek pierwszej ligi, którego czeka teraz ciężki czas. Awansu nie kalkulowaliśmy aż do finałowych meczów play-off z Astorią Bydgoszcz. Do tego momentu graliśmy na zasadzie naszego wewnętrznego planu. Wykorzystywaliśmy rozgrywki II ligi, aby lepiej wypaść w rozgrywkach akademickich. Ograć się, złapać formę i prezentować taki właśnie poziom w mniej prestiżowych zmaganiach. Niezmiernie cieszymy się z gry na zapleczu ekstraklasy, ale to oznacza dla nas koniec czasu prosperity jeśli chodzi o swobodną grę. Przyszedł czas na pojedynki z dużo silniejszymi zawodnikami, lepiej wyszkolonymi i trenującymi regularnie, a nie jak ma to miejsce w niektórych półamatorskich zespołach klasę niżej. Zawsze będziemy mieli naprzeciwko porządną, zgraną drużynę, otoczoną sztabem trenerskim, rozpracowującym rywala przed każdym meczem. Chcemy zagrać na tyle dobrze, aby zaprezentować się przyzwoicie i przede wszystkim utrzymać.

To było ogromne zaskoczenie, kiedy pańska ekipa pasjonatów pokonywała kolejnych możnych i wielkich poprzedniego sezonu?

- Największym zwycięstwem i frajdą była wygrana z Pleszewem, która zaskoczyła nie tylko rywali, ale i nas. Natomiast, kiedy mierzyliśmy się z Astorią, najcenniejsza była wygrana w drugim meczu. Graliśmy wtedy pierwsze mecze finałów w poniedziałek i wtorek, a przez trzy wcześniejsze dni rywalizowaliśmy w finałach akademickich mistrzostw Polski. Tam zagraliśmy sześć spotkań i pojechaliśmy do Bydgoszczy. Siódmą konfrontację przegraliśmy, a w ósmej nie spodziewałem się niczego innego. Liczyłem na złapanie świeżości przed kolejnym meczem, natomiast moi zawodnicy stanęli na wysokości zadania i zaskoczyli wszystkich, będąc zdecydowanie lepszym od Astorii. Wówczas pojawił się promyk nadziei, który pozwolił uwierzyć w awans.

Postawił pan konkretny cel przed zespołem?

- Jeszcze nie rozmawialiśmy na ten temat. Z prostego powodu - ciągle budujemy zespół. Adam Metelski dołączył do zespołu w niedawno. Dopiero teraz nasza sytuacja pośród podkoszowych uległa znaczącej poprawie. Zawsze byliśmy drużyną najniższą, gdziekolwiek i z kimkolwiek byśmy nie grali. Teraz jest troszeczkę inaczej. Dzięki temu możemy więcej powiedzieć o utrzymaniu. Ten podstawowy wynik, który chcemy osiągnąć wszyscy już znamy.

Czy Akademicy będą "czarnym koniem" I ligi koszykarzy?
Czy Akademicy będą "czarnym koniem" I ligi koszykarzy?

A czy zarząd klubu postawił przed panem jakieś zadanie do wykonania?

- Nie było mowy nawet o utrzymaniu. Mamy wypaść jak najlepiej, bo prezes jest tego samego zdania, jak ja. Staramy się grać o jak najlepsze miejsce w rozgrywkach akademickich, bo z tego jesteśmy rozliczani. Gdybyśmy ośmieszali się w pierwszej bądź drugiej lidze, Politechnice również nie byłoby na rękę promować ten zespół, ale w momencie, kiedy idzie nam dobrze wszyscy są zadowoleni, bo sławimy uczelnię. Naturalnie, wszyscy liczą, że zadomowimy się w tej lidze, a nie będzie to jedynie jednosezonowy wybryk. Trzeba się jednak liczyć z tym, że skoro gramy studentami, z drobnymi wyjątkami, to będzie nam niezmiernie trudno, aczkolwiek poprzedni sezon pokazywał, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Uważa pan, że Poznań jest dobrym miejscem do uprawiania koszykówki? Przykład PBG Basket trochę temu przeczy...
-

To związane jest z tym, że trzeba mieć duże środki finansowe, aby utrzymać drużynę w najwyższej klasie rozgrywkowej, natomiast Poznań uważam za bardzo dobre miejsce do uprawiania koszykówki. Przemawia za nim bardzo duże środowisko akademickie, z którego często rekrutują się koszykarze. Jest wiele hal sportowych w których można ćwiczyć i wielu dobrych szkoleniowców, a posiadamy również szeroko rozwiniętą bazę sędziowską. W związku z tym jest to miejsce jak mało które w Polsce. Oczywiście, możemy porównywać się do innych miast wojewódzkich, ale generalnie mieścimy się w standardach. Problemem jest ciągle brak stosownego mecenasa, który mógłby to przez kilka sezonów utrzymać.

A jak wygląda wasza sytuacja finansowa? Nie grozi wam los PBG?
-

Z pewnością nie grozi nam rozstanie z ligą ze względów finansowych, głównie dlatego, że nie generujemy dużych kosztów. Oczywiście, w grach zespołowych nie sposób tego nie robić, ale to Politechnika jest w stanie pokryć te największe potrzeby. Dodatkowo w tym sezonie udało nam się nawiązać współpracę z firmą Big-Plus, która gra z nami od lat, ale ponownie postanowiła wspierać nas jeszcze poważniej. To gwarantuje nam, że nie musimy się wstydzić w porównaniach z innymi zespołami w kwestiach tak błahych jak odżywki czy odnowa biologiczna. Ten drugi element to dla nas nowość, bo wcześniej mogliśmy sobie na nią pozwolić. Reprezentujemy Poznań na najwyższym szczeblu spośród męskich drużyn, więc, według uchwały rady miasta, otrzymujemy dodatkowe wsparcie z miasta. Kolejny zastrzyk gotówki dostaliśmy od głównego zarządu AZS, więc jeśli chodzi o finanse, mogę spokojnie powiedzieć, że nigdy nie było tak dobrze. Zawodnicy grają za stypendia sportowe, nie mamy podpisanych żadnych umów, nie musimy wynajmować im mieszkań, bo to studenci.

Myśli pan, że Politechnika jest w stanie w przyszłości zająć miejsce PBG, czy na razie to zbyt daleko idące plany?

- Na ten moment, na pewno nie ma co wychodzić z planami aż tak daleko. Generalnie wówczas nie mogłoby być mowy o systemie, który my preferujemy, czyli gry studentami. Czasy się zmieniły, a zespoły ekstraklasowe opierają swoje składy na obcokrajowcach, którzy, przykro to stwierdzić, przewyższają umiejętnościami naszych rodzimych zawodników. To w takim razie chyba nie jest dla nas, ale powtarzam: nigdy nie mów nigdy.

Trener Mendel nie myśli, na razie, o zajęciu miejsca PGB w TBL
Trener Mendel nie myśli, na razie, o zajęciu miejsca PGB w TBL

Jak przepracowaliście okres przygotowawczy? Na co kładł pan największy nacisk?

- Mamy za sobą sporo godzin na sali treningowej, gdzie pracowaliśmy ciężko zarówno technicznie i fizycznie. Trwało to dość długo, bo prawdopodobnie będziemy jedyną amatorską drużyną w pierwszej lidze. W związku z tym mogliśmy przygotowywać się jedynie na obozach dochodzeniowych na obiektach Politechniki, gdzie trenujemy tylko raz, bo takie mamy możliwości. Przez to przedłużyliśmy go do czterech tygodni. Tuż przed ligą zaczął się okres nieco większego luzu, trenowania zbliżonego do tego, co będzie podczas sezonu. W tygodniu będziemy mogli sobie pozwolić jedynie na trzy treningi...

Co będzie największym atutem poznańskiej ekipy w I lidze?
-

To samo, co w drugiej, czyli serce do gry, wola walki, ambicja i przede wszystkim kolektyw. Chłopacy znają się 4-5 lat, a niektórzy nawet dłużej. Jeżeli przez tyle czasu potrafili wytrzymać bez konfliktu, czyli tworzą zgraną grupę, która w grach zespołowych również ma znaczenie.

Mówi pan o kolektywie, czyli nie będzie szukał pan lidera swojego zespołu?

- Lider ma to do siebie, że określa się sam. Wielokrotnie miałem sytuacje, że po samodzielnym wybraniu zawodnika mojej ekipy, któremu dobrze szło i drużyna miała na niego grać, od razu się palił. Przy tym układzie, jaki obecnie mamy, w mojej drużynie jest co najmniej kilku zawodników, którzy mogą pełnić tę funkcję.

Pracuje pan w Politechnice od lat, czego spodziewa się pan po najbliższych dniach, miesiącach?

- Liczę na to, że do pierwszego meczu przystąpimy chodząc po ziemi, bo dla nas ten awans również był niespodzianką. Wspominamy te chwile tak, jakby to było wczoraj. A czego można mi życzyć? Chciałbym mieć spokój na ławce. Chciałbym, żeby kibice zrozumieli, że ta reguła, którą przestrzegamy nie jest przestrzegana, żeby mieć wymówkę w razie niepowodzeń, tylko to jest kierunek, który powinien być w każdym klubie - gra i budowanie zespołu na przyszłość. Sukces rzadko zdobywa się przez jeden rok. To zdanie kieruję szczególnie do sponsorów i działaczy, którzy lubią podejmować raptowne decyzje.

Źródło artykułu: