Michał Fałkowski: Za moment rozpoczynacie play-off. Dla ciebie to żadne nowum, jednak play-off to nie to samo co sezon zasadniczy...
Corsley Edwards: Oczywiście, zaczyna się prawdziwe granie, najciekawsza część sezonu i zarazem najbardziej wymagająca. Ciężko trenujesz i starasz się wygrywać mecze w rundzie zasadniczej właśnie po to, by do tej najważniejszej części przystąpić z najlepszego miejsca.
Jak przebiegają przygotowania?
- Przygotowujemy się bardzo solidnie, bo podczas musimy wiedzieć o naszych rywalach niemal wszystko. Nie chcemy dopuścić do tego, że nas czymś zaskoczą, natomiast sami będziemy chcieli pokazać także takie elementy, na które jeszcze nie są przygotowani. Wprowadzamy pewne zmiany do naszej strategii.
O jakie zmiany chodzi?
- Zmiany dotyczą przede wszystkim ofensywy, bo raczej nie będziemy chcieli zmienić niczego w obronie, która na chwilę obecną jest dobra i teraz tylko trzeba pracować ciężej, żeby była jeszcze lepsza. Nie ma sensu wprowadzać nowinek w defensywie, musimy raczej dążyć do perfekcji w tych elementach, które mamy już opracowane. Co innego natomiast atak - jak już wspomniałem, chcemy zaskoczyć czymś Turów, ale nie zdradzę o co chodzi.
PGE Turów pokonał was aż trzykrotnie w tym sezonie. Nie jesteście poddenerwowani przed serią gier z nimi?
- Nie ma to dla nas żadnego znaczenia, a co więcej, moim zdaniem presja jest bardziej po ich stronie. Nie możesz w końcu pokonywać tego samego zespołu w nieskończoność, bo za którymś razem ten zespół w końcu połapie się co grasz. I tak przecież było z nami - Turów ograł nas trzykrotnie, ale ostatnio znaleźliśmy już sposób na pokonanie ich, więc nie mamy czego się obawiać.
Skoro o zdenerwowaniu nie ma mowy to może po prostu respekt przed rywalem?
- Respekt tak, ale bez przesady. To wszystko co zdarzyło się w przeszłości... więc właśnie, to zdarzyło się w przeszłości i nie ma co teraz do tego wracać. Play-off to zupełnie inna bajka i generalnie to, co było kiedyś nie odgrywa większej roli. Niemniej jednak uważam, że to zwycięstwo z nimi w ostatnim meczu pozwoliło nam utwierdzić się w przekonaniu, że idziemy od pewnego czasu dobrą drogą. Dodatkowo trzeba pamiętać, że nie zaczynamy starcia ćwierćfinałowego z Turowem od stanu 1-3, tylko 0-0.
Podczas gdy wszyscy wkoło mówią jedynie o tym, że na cztery potyczki z nimi wygraliście tylko raz, wy, bo rozmawiałem z wieloma graczami Anwilu, zgodnie twierdzicie, że to nie będzie miało żadnego znaczenia. Jak to możliwe? A podświadomość?
- OK, mentalne podejście jest bardzo istotne, ale nie sądzę by to miało jakiekolwiek znaczenie, bo na dyspozycję psycho-fizyczną koszykarza składa się wiele rzeczy, jak chociażby zdrowie, problemy rodzinne, atmosfera w klubie, tzw. zmęczenie materiału czy ilość minut, którą otrzymuje, a także chęć powrotu do rodziny. Jesteśmy już poza domem od kilku miesięcy i powiem szczerze, spotkałem się ostatnio z głosami, że niektórzy koszykarze są już gotowi do wyjazdu z Polski. Oczywiście, nie można ufać takim komentarzom w stu procentach, bo dzień przed meczem ktoś powie, że już chciałby skończyć sezon, a drugiego dnia rzuci ci 25 punktów i wygra mecz, niemniej jednak, kończąc ten wątek, na dyspozycję koszykarza nakłada się bardzo dużo rzeczy i kwestia mentalna jest tylko jednym elementem. Nie ma zatem sensu się nad nią za bardzo skupiać.
Rozumiem. To jeszcze jedno pytanie w tej kwestii - lepiej, że gracie z Turowem niż Energą Czarnymi Słupsk?
- We Włocławku często spotykałem się z tym, że dobrze by było gdybyśmy grali z Czarnymi, bo byłoby łatwiej. Nie jestem tego zdania, bo tak, jak już powiedziałem, ciężko pokonać kogoś pięć, sześć, siedem razy w jednym sezonie. To wydaje się wręcz niemożliwe. Z Czarnymi chciałbym grać tylko właściwie z jednego powodu - nie zagrałem przeciwko nim dobrych spotkań, bo bardzo dużo punktów zdobywałem po rzutach wolnych, a nie po akcjach z gry i słyszałem wówczas głosy, że nie umiem robić nic innego tylko wymuszać faule. To bardzo niesprawiedliwa opinia i chciałbym ją skonfrontować. Może jeszcze się uda, na przykład w kolejnej rundach...
Być może. A czujecie presję związaną z tym, że macie przewagę parkietu? W końcu to wy musicie obronić ją w dwóch pierwszych spotkaniach, żeby później grać na większym luzie.
- Jak możemy czuć jakąkolwiek presję skoro wszyscy, na każdym kroku, nas wspierają? Wszędzie gdzie się nie ruszę, wszędzie słyszę głosy wsparcia, ludzie nam kibicują i wierzę, że w poniedziałek oraz środę stawią się w komplecie w Hali Mistrzów by nas dopingować. Jeśli tak będzie, nam będzie grało się zdecydowanie łatwiej, więc o żadnej presji nie może być mowy.
Czy Michał Gabiński przestał być dla ciebie anonimowym graczem?
- Oczywiście, niestety go kojarzę...
Mógłbyś powiedzieć jak to się stało, że w ostatnim meczu odepchnął cię czy uderzył? Fani we Włocławku zdani byli tylko na transmisję radiową, więc nie mają pełnego obrazu tej sytuacji.
- Cóż mogę powiedzieć - grałem w obronie, broniłem bardzo twardo, próbowałem mu zabrać piłkę, a on stracił nad sobą kontrolę i uderzył mnie w klatkę piersiową. Teraz to już nie ma znaczenia, natomiast na pewno nie zagrał tak, jak się gra na parkiecie.
Masz jakieś pojęcie dlaczego tak się zachował?
- Nie wiem dlaczego tak zrobił. Wiesz, po meczu rozmawiałem trochę z trenerem Turowa na ten temat i powiedziałem mu co o tym wszystkim myślę. Powiedziałem, że wiem, że chcieli mnie w ten sposób sprowokować, wybić z rytmu, bo zdają sobie sprawę, że jestem doświadczonym i ważnym graczem dla zespołu. Mimo wszystko tak się jednak nie robi, tym bardziej, że trener Winnicki przybił później rękę Gabińskiemu. Powiedziałem mu po meczu: "on zadaje mi cios pięścią, a pan przyklaskuje takiemu zachowaniu?". Dla mnie to jest co najmniej dziwne, a najgorsze jest to, że gdybym ja tak zrobił, to z racji tego, że jestem większy i silniejszy, prawdopodobnie wyleciałbym z parkietu i może został jeszcze zawieszony. Gabiński nie otrzymał właściwie żadnej kary i to nie jest w porządku.
Myślisz, że to mógł być element planu taktycznego Turowa w tamtym spotkaniu?
- Tak rzeczywiście mogło być, że to był plan Turowa, dokładniej mówiąc jedno z założeń taktycznych na ten mecz. Tak jak teraz o tym myślę to nie wierzę, że Gabiński zrobił to spontanicznie. Uderzyć mnie, żebym się zdenerwował i zdekoncentrował. Na szczęście udało mi się pohamować, choć nie powiem, że było łatwo.
Czy to sprawia, że do ćwierćfinałowej konfrontacji przygotowujesz się w jakiś szczególny sposób?
- OK, powiem wprost - zniszczę Gabińskiego, skopię mu tyłek! Oczywiście tylko na parkiecie i tylko w ramach przepisów gry w koszykówkę, ale niech tylko pozwolą mi grać jeden na jednego z nim to... uff... przypuszczam jednak, że on nie będzie chciał mnie kryć, choć obym się mylił. Wtedy go po prostu zmiażdżę, wbiję go w ziemię i tak, chcę żebyś napisał to drukowanymi literami - ZNISZCZĘ GO!
Zniszczę Gabińskiego! - wywiad z Corsley'em Edwardsem, centrem Anwilu Włocławek
Już w poniedziałek koszykarze Anwilu Włocławek zainaugurują fazę play-off, w której zmierzą się z PGE Turowem Zgorzelec. Jeden zawodnik ekipy z Kujaw, Amerykanin Corsley Edwards przygotowuje się do tego spotkania w sposób szczególny, a wszystko za sprawą wydarzeń z ostatniego starcia ze zgorzeleckim zespołem, o których sam koszykarz opowiada dla portalu SportoweFakty.pl.
mam nadzieje ze dallas znowu ogarnie bo tylko on praktycznie moze go w 1vs1 powstrzymac, no i oczywiscie podwajanie Czytaj całość