Pechowa inauguracja - relacja z meczu Wisła Can - Pack Kraków - Spartak Moskwa

Mimo ogromu starań i ambitnej walki mistrzynie Polski przegrały na inaugurację turnieju FinalEight ze Spartakiem Moskwa 70:77. Żałować można, że krakowianki po fantastycznym początku nie zdołały podtrzymać dobrej passy, bo wówczas losy rywalizacji mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej.

Wiślaczki do spotkania ze Spartakiem Moskwa, otwierającego zmagania ośmiu najlepszych drużyn Europy podeszły bardzo zmotywowane. Generalnie można było się tego spodziewać, ponieważ już od kilku dni zapowiadały, że jest do dla nich niezwykle ważna konfrontacja. Ich nastawienie sprawiło, że Rosjanki od początku miały ogromny problem z przedarciem się pod kosz i długo nie potrafiły otworzyć swojej zdobyczy punktowej. Mistrzynie Polski natomiast za sprawą Eweliny Kobryn i Erin Phillips w tym czasie wyszły na prowadzenie 4:0 i w pełni kontrolowały parkietowe wydarzenia. Podobać się mogła szczególnie konsekwencja z jaką wcielały przedmeczowe założenia. W zasadzie każde ich zagranie było przemyślane i na twarzy trenera Jose Ignacio Hernandeza widać było zadowolenie.

Co ciekawe, w połowie kwarty dominacja polskiego zespołu przeszła najśmielsze oczekiwania obserwatorów. Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć fakt, że po rzucie Milki Bjelicy wynik na tablicy świetlnej brzmiał 16:2, co można było uznać za cząstkowy sukces. Uczciwie trzeba dodać, że właśnie podkoszowa rodem z Bałkanów poza wspomnianymi wcześniej zawodniczkami była jedną z ważniejszych postaci w szeregach Białej Gwiazdy. Co prawda nie brylowała ona w statystyce punktowej, ale przy zbiórkach jej rola była nie do przecenienia.

Odpowiedzieć na poczynania drużyny w białych strojach próbowała Candice Dupree, ale w pojedynkę nie była w stanie wiele zdziałać. Tym samym, po pierwszej kwarcie krakowianki zasłużenie wygrywały różnicą dziesięciu "oczek" i pozostawało mieć nadzieję, że w dalszych częściach utrzymają tak wysoki poziom.
Tyle, że w kolejnej "ćwiartce" już tak łatwo nie było. Spartak, wiedząc, że musi doprowadzić przynajmniej do wyrównania zdecydowanie przyspieszył, a w polskim teamie pojawiło się zdenerwowanie. Jedyną, która w tych kryzysowych momentach nie zawodziła była Phillips. Australijka dwukrotnie przymierzyła z dystansu i przynajmniej na jakiś czas zażegnała niebezpieczeństwo. W końcówce pierwszej połowy przykład z niej wzięły Paulina Pawlak oraz Anke DeMondt i Biała Gwiazda ponownie odskoczyła na blisko dwucyfrowy dystans.

Po zmianie stron obie drużyny postawiły na wymianę ciosów. Co chwilę któraś z zawodniczek popisywała się udanymi zagraniami ofensywnymi, dzięki czemu widowisko jeszcze bardziej zyskało na jakości. Po słabym początku wśród Rosjanek przebudziła się Seimone Augustus. Jedna z najlepszych koszykarek występujących na europejskich parkietach sprawiała mnóstwo kłopotów wiślaczkom i stało się jasne, że te ostatnie możliwie jak najszybciej muszą spróbować ją powstrzymać. Niestety to nie nastąpiło i po chwili na czele był Spartak. Prócz Amerykanki z dobrej strony pokazała się też Sonja Petrović, która imponowała skutecznością z dystansu. Po ich dążeniach wynik brzmiał 52:51 i teraz to mistrz Polski musiał wykazać się nie lada charakterem.

Ku zmartwieniu nielicznej grupy ze stolicy Małopolski, która przybyła do Stambułu ich ulubienice w decydującej batalii nie sprostały zadaniu. Bardzo szybko pozwoliły dojść do głosu rywalkom i jeszcze na siedem minut przed końcową syreną w zasadzie pewnym było, że nie ugrają tego popołudnia nic więcej. Oczywiście ambicji nie można było im odmówić, lecz niestety w tym wypadku nie wystarczyła ona do triumfu. Pojedynek zakończył się bowiem zwycięstwem moskiewskiej ekipy 77:70 i to ona może cieszyć się z udanego startu.

Wisła Can - Pack Kraków - Spartak Moskwa 70:77 (23:16, 12:13, 16:23, 19:25)

Wisła: Kobryn 19, DeMondt 14, Phillips 13, Powell 12, Bjelica 4, Pawlak 4, Ujhelyi 4

Spartak: Hammon 16, Dupree 15, Augustus 14, Petrović 9, Belyakova 9, Skerović 8, Kuzina 4, Barić 2

Źródło artykułu: