Patryk Neumann: Panie trenerze, wysoko przegraliście w Stargardzie Szczecińskim, chociaż pierwsza połowa, a szczególnie jej końcówka nie wskazywała na taki obrót sytuacji. Jak pan oceni ten mecz?
Wojciech Wieczorek: Zagraliśmy bardzo źle. W ostatnim okresie więcej czasu spędzamy w autokarze, zamiast na parkiecie. Myślę, że przed nami ostatnia pora, żeby się wziąć do pracy. Spójnia grała na swoim normalnym poziomie, natomiast my nie potrafiliśmy zorganizować akcji w ataku, popełnialiśmy proste błędy w obronie. Zagraliśmy najsłabszy mecz w naszym wykonaniu w sezonie.
Zaskoczyli pana stargardzcy podkoszowi? Oni w tym sezonie grają różnie, ale przeciwko MKS-owi wszyscy wypadli dobrze.
- Jedyny element, który był dla nas bardzo niekorzystny, to gra Piotrka Wojdyra. Nie spodziewaliśmy się, że będzie tak aktywny w ataku i skuteczny. Jeżeli chodzi o pozostałe elementy nie było żadnego zaskoczenia. Nasz zespół grał bardzo słabo w ataku. Tak, jak powiedziałem, w ostatnim miesiącu non stop jesteśmy w autokarze, a nie trenujemy. Przed nami duży kłopot do rozwiązania. Musimy przygotować zespół na ostatnie mecze decydujące o tym, czy zagramy w play off.
W końcówce walczył pan o bilans bezpośrednich spotkań? U siebie wygraliście 91:62.
- Przede wszystkim. Wiadomo, że nie było atmosfery do tego, żeby wygrać. Widzieliśmy, co prezentował mój zespół. Bezwzględnie najważniejszą rzeczą było, aby Spójnia nie odrobiła przewagi, którą uzyskaliśmy u siebie. W dwumeczu zespół, w niektórych sytuacjach zyskuje praktycznie jedno zwycięstwo, także graliśmy, żeby nie było trzydziestu punktów.
Tym spotkaniem przerwaliście świetną passę przeciwko Spójni. Być może każda seria musi mieć swój koniec?
- Te nasze świetne serie można już schować do szuflady. My się musimy skoncentrować na tym, żeby zacząć porządnie trenować i wrócić na właściwe tory. Przyznam się panu, że już nawet nie patrzę, czy mamy serię ze Spójnią, za dwa tygodnie będziemy mieli serię ze Zniczem Pruszków 7:0. Mamy bardzo duży kłopot i musimy go z zespołem rozwiązać, bo szans na play off jest coraz mniej.
Trzy porażki z rzędu wynikają głównie z tego, że za mało trenujecie?
- Przede wszystkim nasz motor napędowy, Grzegorz Grochowski jest po bardzo trudnym turnieju, w którym wprowadził zespół do finału mistrzostw Polski, co jest bardzo dużym sukcesem. Na pewno to widać na boisku. Dwa dni przerwy w przypadku tego gracza to mało, żeby odpoczął. Wiedzieliśmy, co nas tutaj czeka. To nie było tak, że jedziemy po pewne dwa punkty. W niedzielę byliśmy cały dzień w autokarze, podobnie we wtorek. To jest trudna sytuacja. Musimy jednak po męsku podejść do problemu i skoncentrować się na pozostałych czterech kolejkach, żeby wejść do play off.
Mieliście również problemy kadrowe, gdyż we wcześniejszych meczach pauzowali Michał Wołoszyn, a następnie Łukasz Grzegorzewski.
- Mamy trudny okres i tak jak powiedziałem razem z zespołem musimy się pozbierać.
Trochę na wasze szczęście kolejny rywal, Sokół Łańcut również ma ostatnio obniżkę formy. Zapowiada się dość wyrównany mecz.
- No to można powiedzieć, że w sobotę będzie mecz na szczycie (śmiech).
Pierwotnie powinniście grać w Stargardzie w poniedziałek. Jaki mieliście plan, aby zebrać zespół, skoro czterech koszykarzy jeszcze w niedzielę grało na turnieju w Radomiu.
- Seniorzy dojechali do Radomia i stamtąd zabrali chłopców. Pozostała młodzieżowa grupa wróciła busem do Dąbrowy Górniczej, a my skierowaliśmy się do Stargardu. W połowie drogi otrzymaliśmy informację o żałobie narodowej i wróciliśmy do domu.
To ekstremalna sytuacja, bo we wtorek musieliście ponownie udać się w podróż do Stargardu. Pierwszy raz spotkał się pan z czymś takim?
- Mieliśmy już podobną sytuację, kiedy samolot prezydencki spadł w Smoleńsku. Wtedy wracaliśmy z Tarnobrzegu.