Przed meczem eksperci zastanawiali się jak na grę Igora Milicicia wpłynie fakt, że we wcześniejszym spotkaniu spędził na parkiecie całe 40 minut bez chwili przerwy. Trener Andrej Urlep zapowiadał, że tym razem polski obrońca nie rozegra pełnego meczu, gdyż jego dyspozycja będzie bardzo istotna dla końcowego rozstrzygnięcia. Okazało się jednak, że 36-letnie ciało odmówiło posłuszeństwa Miliciciowi, który w ciągu 27 minut zdobył tylko trzy punkty (1/4 z gry), miał cztery asysty i trzy faule.
Dużym przekłamaniem byłoby jednak zrzucenie winy tylko na głównego playmakera zespołu. Właściwe żaden z zawodników AZS nie zagrał na miarę swoich umiejętności i choć niektórzy starali się szarpać pojedynczymi akcjami, bardzo dobrze przygotowani pod względem fizycznym młodzi koszykarze z Warszawy nie pozwolili sobie na wyrwanie zwycięstwa.
Podopieczni Mladena Starcevicia od początku spotkania wykazywali dużą ochotę do gry, podczas gdy miejscowi rozgrywali swoje akcje jakby na jałowym biegu. Bardzo dobrze czwartkowe spotkanie rozpoczął Leszek Karwowski, który według zapowiedzi miał być tylko tłem dla środkowych AZS: Callistusa Eziukwu czy Rafała Bigusa. 37-letni weteran już w pierwszej kwarcie zdobył osiem oczek (w całym meczu 16 plus siedem zbiorek), a AZS Politechnika prowadziła 20:18.
O tym, że warszawiacy mieli pomysł na gospodarzy, niech świadczy fakt, że bardzo dużo miejsca za obwodzie mieli ci, którzy zazwyczaj nie rażą z daleka: J.J. Montgomery i Kamil Łączyński. Obaj trafili co prawda do spółki pięć trójek, ale aż sześć przestrzelili. I choć pod koszami rządzili zawodnicy Urlepa (41-32), dobra defensywa gości sprawiła, że 13 zbiórek ofensywnych miejscowych nie miało większego przełożenia na wynik spotkaniu. Z kolei 12 strat po ich stronie - już tak.
Do przerwy AZS Politechnika wygrywała zatem 47:38, gdyż poza Karwowskim, bardzo dobrze spisywali się także Jarosław Mokros (15 punktów i siedem zbiórek), Mateusz Ponitka (10) oraz Michał Michalak (10). Dopiero kiedy ta trójka nieco przyhamowała w trzeciej kwarcie, wówczas sprawy w swoje ręce wzięli gospodarze. Po dwóch trójkach Łączyńskiego goście prowadzili tylko 54:49, za chwilę swoje punkty dodali Bigus i Montgomery i przewaga stopniała jeszcze bardziej, a gdy cztery oczka zaaplikował Grzegorz Surmacz, na tablicy wyników pojawił się remis 61:61.
Kwestia ostatecznego rozstrzygnięcia pozostawała więc otwarta po trzydziestu minutach (po kolejnych punktach Sumarcza to koszalinianie wygrywali nawet 65:61), ale jak się okazało - trzecia kwarta była tylko pojedynczym zrywem miejscowych. Goście wrócili do mądrej gry: w ataku swoje trafienia dodali Piotr Pamuła czy Marek Popiołek, a bardzo dobra defensywa całego zespołu pozwoliła miejscowym na zdobycie tylko czterech punktów w ciągu ostatnich ośmiu minut czwartej kwarty. Tym samym ten fragment warszawiacy wygrali aż 19-4 i cały mecz 80:69.
Goście zagrali na bardzo dobrej skuteczności - trafili ponad połowę rzutów za dwa i osiem z 19 prób za trzy, podczas gdy gospodarze tylko sześć z 21. Zaprezentowali się ponadto bardziej agresywnie, co przełożyło się na większą liczbę wymuszonych fauli (22-15); aż siedem przewinień koszalinian wymusił Ponitka, a pięć - Karwowski.
Po stronie gospodarzy zawiedli przede wszystkim ci, którzy ostatnio prezentowali niezłą skuteczność: Marcin Dutkiewicz (dziewięć oczek, tylko 4/12 z gry) oraz George Reese (również dziewięć punktów, ale tylko 3/13 z gry), choć Amerykanin nadrabiał zbiórkami (dziewięć) i asystami (siedem).
AZS Koszalin - AZS Politechnika Warszawska 69:80 (18:20, 20:27, 23:14, 8:19)
AZS: Montgomery 16, Surmacz 12, Dutkiewicz 9, Reese 9, Łączyński 9, Eziukwu 6, Bigus 5, Milicić 3
AZS Politechnika: Karwowski 16, Mokros 15, Michalak 10, Ponitka 10, Pamuła 9, Popiołek 8, Nowakowski 6, Pełka 3, Wilczek 3, Kolowca 0