Pierwsze akcje obu zespołów były dosyć nerwowe. Zarówno w ekipie Polpharmy jak i Śląska brakowało skuteczności. Obie drużyny starały się również mocno naciskać rywala w defensywie. Na nieco ponad trzy minuty przed końcem kwarty na parkiecie w szeregach gospodarzy po raz pierwszy w tym sezonie pojawił się Patrick Okafor. Nigeryjczyk od samego początku starał się jak najlepiej zaprezentować starogardzkiej publiczności. Już w swoich pierwszych akcjach wywalczył dla gospodarzy kilka punktów. Żadna z drużyn nie potrafiła jednak w tym fragmencie gry odskoczyć rywalowi. Po 10 minutach Polpharma prowadziła zaledwie jednym "oczkiem".
Podobny przebieg miała również pierwsza połowa drugiej kwarty. Walka toczyła się niemal kosz za kosz. Dopiero na nieco ponad cztery minuty przed końcem partii goście za sprawą skutecznej postawy Aleksandara Mladenovicia pod koszem oraz Qa'rraana Calhouna na obwodzie zyskali sobie 5 punktów przewagi. Trener Wojciech Kamiński po raz pierwszy w tym spotkaniu zmuszony był poprosić o przerwę. Po niej miejscowi szybko dopadli swojego rywala. Końcówka ponownie należała jednak do wrocławian, którzy kilka rzutów dosyć szczęśliwie trafili tuż przed końcową syreną. Finalnie to koszykarze Miodraga Rajkovicia mogli cieszyć się z 6-punktowego prowadzenia po 20 minutach gry.
Jeszcze na początku drugiej połowy wydawało się, że obraz gry nie ulegnie zmianie. W pewnym momencie jednak zaczęła się uwidaczniać nieznaczna przewaga Śląska, który na niespełna 4 minuty przed końcem kwarty za sprawę Roberta Skibniewskiego wyszedł na najwyższe w tym meczu, 9-punktowe prowadzenie. Gospodarze jednak niemal błyskawicznie otrząsnęli się z chwilowego marazmu. W szeregach miejscowych wreszcie przebudzili Brian Gilmore oraz Jeremy Simmons. To właśnie ci gracze sprawili, że Polpharma nie tylko odrobiła wszystkie straty, ale nawet wyszła na prowadzenie. Przed decydującą kwartą podopieczni trenera Kamińskiego schodzili z parkietu z zapasem trzech punktów.
W zespole przyjezdnych z upływem minut widać było coraz więcej zmęczenia na twarzy Skibniewskiego, który przez cały mecz był mocno naciskany przez Michaela Hicksa oraz Piotra Dąbrowskiego. Goście jednak nie zamierzali składać broni. Ciężar gry wziął na swoje barki duet - Qa'rraan Calhoun - Akselis Vairogs. Miejscowi szybko roztrwonili 6 "oczek" przewagi i oddali inicjatywę przyjezdnym. Zupełnie nieudane wejście zaliczył Adam Metelski, który grał bezproduktywnie zarówno w ataku jak i w obronie. Starogardzianie przebudzili się dopiero po kolejnej ostrej reprymendzie ze strony swojego szkoleniowca. Polpharmę do walki poderwał zwłaszcza Tony Weeden, który zdobył 7 punktów z rzędu. Dzięki niemu miejscowi ponownie odzyskali prowadzenie, które w tym fragmencie gry zmieniało się niczym w kalejdoskopie. Śląsk nie składał jednak broni i jasne stało się, że o losach tego pojedynku zadecydują ostatnie akcje. W nich więcej zimnej krwi zachowali gospodarze. Najpierw pewną ręką na linii rzutów wolnych wykazał się Hicks, a później zwycięstwo przypieczętował Weeden. Nie da się też ukryć, że Polpharma miała trochę szczęścia w samej końcówce, co nie zmienia jednak faktu, iż w pełni wykorzystała błędy rywali.
- Mecz nie do końca układał się po naszej myśli. Chciałbym jednak pochwalić mój zespół za postawę w obronie. To był kolejny mecz, w którym straciliśmy małą liczbę punktów. Cieszymy się z tego zwycięstwa, zwłaszcza, że nie wszystko funkcjonowało tak, jak byśmy tego chcieli - cieszył się na konferencji szkoleniowiec Kamiński, dla którego spotkanie ze Śląskiem było debiutem przed starogardzką publicznością.
Śląsk wygrał co prawda zdecydowanie walkę o zbiórki, jednak nie potrafił tego wykorzystać. Wrocławianie mieli sporo okazji do ponawiania akcji, ale momentami kompletnie nie mieli pomysłu na konstruktywne ataki. Przede wszystkim zabrakło wsparcia zawodników podkoszowym przy zdobywaniu punktów. Sam Mladenović nie potrafił w pojedynkę załatać dziury pod obręczami.
- Bardzo się cieszę, że mogłem ponownie wrócić do Starogardu Gdańskiego po ostatnim świetnym sezonie. Mam tutaj wiele przyjaciół - powiedział na pomeczowej konferencji Skibniewski, który jeszcze w ubiegłym sezonie reprezentował barwy "Kociewskich Diabłów".
Drużyna ze stolicy Kociewia po odejściu Zorana Sretenovicia znacząco poprawiła defensywę, co można było już zaobserwować w meczu z PBG Basketem Poznań. Co więcej, "Farmaceuci" lepiej spisują się także w ataku, gdzie wcześniej w ich poczynaniach dominowały nieprzemyślane zagrania, które najczęściej kończyły się zerwanymi rzutami z dystansu. W meczu ze Śląskiem Polpharma przeniosła nawet ciężar ataku pod samą obręcz, a tam solidnie spisali się Daniel Wall, Simmons oraz Okafor. Pochwalić należy zwłaszcza tego ostatniego. Nigeryjczyk przebywa w zespole zaledwie kilka dni, a mimo to pokazał już, że trener Kamiński będzie miał z niego pożytek. Bohaterem meczu był jednak Weeden, który nie zawodził w najważniejszych momentach meczu.
- Najważniejsza wiadomość jest taka, że Polpharma wygrała drugi mecz z rzędu. Mam nadzieję, że rozpoczniemy teraz marsz w górę tabeli. To nie zmienia jednak faktu, że nadal przed nami jest sporo pracy - przyznał Tomasz Śnieg.
73:71
(20:19, 17:24, 20:11, 16:17)
Polpharma: Tony Weeden 16, Tomasz Śnieg 12, Patrick Okafor 10, Daniel Wall 9, Jeremy Simmons 9, Brian Gilmore 8, Michael Hicks 7, Grzegorz Arabas 2, Piotr Dąbrowski 0, Adam Metelski 0.
Śląsk: Qa'rraan Calhoun 17, Aleksandar Mladenovic 13, Paul Graham 12, Akselis Vairgos 11, Robert Skibniewski 9, Bartosz Bochno 7, Piotr Niedźwiedzki 2, Kacper Sęk 0, Slavisa Bogavac 0.