Jacek Seklecki: Wierzycie w ogóle w to co się stało? Prowadząc cały mecz przegraliście.
Łukasz Wiśniewski: Musimy uwierzyć. Przegraliśmy mecz i tyle. Ciężko nawet pozbierać myśli po tym spotkaniu, bowiem przez 39 minut i 57 sekund prowadziliśmy. Popełniliśmy jednak ten błąd, że odpuściliśmy Anwil na kilkanaście sekund, co kosztowało nas porażkę w Hali Mistrzów.
Prowadzenie 72:71 Anwilu to jedyny korzystny wynik tego zespołu przeciwko wam.
- W koszykówce czasami trzeba mieć także trochę szczęścia i Anwil w końcówce je miał. Przegrywał cały mecz, miał trudne chwile, a mimo to po decydującym rzucie może cieszyć się z dwóch punktów.
Co stało się po tym pierwszym, dobrym dla was fragmencie, w którym z łatwością odskakiwaliście Anwilowi? Później stanęliście i to włocławianie punkt po punkcie zbliżali się do was.
- Rzeczywiście mieliśmy pewien przestój w grze. Od początku staraliśmy się grać swoją koszykówkę, jaką prezentujemy od kilku tygodni, ale niestety dekoncentracja w końcówce zaważyła o tym, że musimy pogodzić się porażką.
Swoją koszykówkę, czyli szybki atak i świetne rozrzucanie pił kina skrzydła w ataku pozycyjnym? To w waszym wykonaniu robiło wrażenie.
- Rzuciliśmy ponad 70 punktów w meczu wyjazdowym, czyli rzeczywiście musiało to nieźle wyglądać. Ale sami też straciliśmy sporo, więc ta obrona nie mogła wyglądać za dobrze. Pewne elementy w naszej grze nadal musimy udoskonalać.
Taka gra będzie waszym znakiem rozpoznawczym? Łukasz Koszarek bardzo dobrze prowadzi ten sposób rozgrywania akcji przez Trefl.
- Łukasz jest bardzo doświadczonym zawodnikiem i bardzo dobrze zmienia tempo gry. Kiedy mamy przyspieszyć, on też przyspiesza, kiedy mamy zwolnic, zwalnia. Naprawdę jest nieoceniony dla nas.
Obrona strefowa Anwilu miała znaczenie?
- Myślę, że na pewno trochę nas rozbiła. Co jakiś czas, po wybronieniu akcji, wyprowadzał skuteczne kontrataki i bez wątpienia pomogła włocławianom zbliżyć się do nas.
Macie takie wrażenie, że ten mecz to bardziej wy przegraliście, aniżeli Anwil je wygrał?
-To raczej my przegraliśmy to spotkanie, aniżeli Anwil je wygrał. Niemniej jednak to gospodarzom zostaną zapisane dwa punkty w ligowej tabeli, a nie nam. To dopiero początek rozgrywek, w następnych meczach musimy szukać swoich punktów.
Czy koledzy w szatni mówią już na Pana "MVP"? Dwa silne, przedsezonowe turnieje w Polsce, dwa zwycięstwa Trefla i dwie główne nagrody zgarnął właśnie Pan.
Faktycznie turnieje przedsezonowe układały się po naszej myśli. Udało nam się wygrać z silnymi rywalami takim jak Anwil, Czarni czy Śląsk i to jest najważniejsze. Nagroda indywidualna oczywiście cieszy i bardzo motywuje do dalszej pracy. Na szczęście koledzy nie są złośliwi i wciąż mówią na mnie Wiśnia.
EuroBasket i przenosiny do jednego z najlepszych klubów w Polsce dodały Panu wiary w siebie?
- Na pewno tak. Powołanie do kadry narodowej i udział w Eurobaskecie to było spełnienie moich marzeń. Dzięki temu zyskałem większą pewność siebie i wiarę we własne możliwości. Występ w Treflu, obok takich nazwisk jak np. Dylewicz czy Koszarek to również spory krok do przodu. Sopocki zespół to drużyna, która zawsze bije się o najwyższe cele, a ja jestem gotowy by o nie walczyć.
Po dwóch sezonach u trenera Miliji Bogicevicia Pana kariera wyraźnie ruszyła do przodu. Lepszy klub, powołanie do reprezentacji, udział w EuroBaskecie.
- Tak naprawdę to właśnie u trenera Bogicevicia rozpoczęła się moja regularna gra na parkietach ekstraklasy. Trener dostrzegł we mnie potencjał, zaufał mi dając mi szansę i sporo minut. W ciągu dwóch ostatnich sezonów zyskałem dużo cennego doświadczenia, dzięki czemu jestem teraz w tym miejscu swojej kariery, w którym jestem.
Byliście najlepszym zespołem w meczach kontrolnych. Przegraliście tylko jeden mecz, ale za to pokonaliście wszystkich polskich rywali. W czym tkwi siła Trefla?
- W drużynie mamy dobrych, doświadczonych zawodników. Główną siłą Trefla jest jednak doskonała atmosfera jaka panuje w zespole. Myślę, że chemia między zawodnikami to klucz do sukcesu, a u nas to właśnie występuje.
Wasz zespół opiera się głównie o Polaków. Ten model sprawdzi się w lidze?
- Cieszę się, że powoli wraca tendencja z lat 90-tych, kiedy to Polacy pełnili istotne role w swoich drużynach. To były też czasy, w których nasza kadra narodowa odnosiła największe sukcesy. Z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się, że kontrowersyjny przepis "o Polaku" zdał egzamin. Powoli widoczna jest zmiana mentalności działaczy jak i kibiców w tej kwestii. Niedługo ten przepis nie będzie w ogóle potrzebny.
To może być wasza przewaga nad innymi?
- Nasz polski skład, rzeczywiście, prezentuje się bardzo dobrze. Reprezentacyjny rozgrywający Łukasz Koszarek daje pozostałym zawodnikom niezwykle duży komfort gry. Jego spokój, opanowanie oraz doświadczenie jest dla nas nieocenione. Z kolei Filip Dylewicz to ikona klubu oraz niekwestionowany lider drużyny. Z pewnością jest filarem naszego teamu. Marcin Stefański z kolei to rewelacyjny defensor. Wydaje mi się, że czasem niedocenia się ogromu pracy jaką wykonuje. Jest specem od tzw. "czarnej roboty", a tej nie widać w statystykach. Adam Waczyński, mimo młodego wieku, jest już doświadczonym graczem. Jego talent, warunki fizyczne sprawiają, że jest bardzo uniwersalnym zawodnikiem. Mając takich kolegów w drużynie wszystkim gra się łatwiej. Oczywiście nie mogę zapomnieć o doświadczonych i niemniej utalentowanych zawodnikach zagranicznych. Naprawdę tworzymy zgrany kolektyw.
Jakie cele stawiane są przed Wami?
- To pytanie powinno być skierowane do prezesa i menadżera klubu, gdyż to oni określają przed nami jakieś konkretne cele. Moim osobistym celem jest awans do finału i do tego będę dążył.