Stargardzianie w trzydniowym turnieju w Koszalinie zaprezentowali się z dobrej strony. Podobnie, jak przed rokiem okazali się trzecią siłą w województwie Zachodniopomorskim. Styl, w jakim to osiągnęli znacząco się jednak różni. Teraz Spójnia potrafiła nawiązać walkę ze zwycięzcą zawodów, Kotwicą Kołobrzeg, a bardzo pewnie ograła ligowego rywala, AZS Radex Szczecin. Nie dziwi, więc fakt, że trener, Tadeusz Aleksandrowicz, pozytywnie ocenił postawę swojego zespołu. - W całym turnieju występ jest bardzo dobry. Ważne, że w okresie przygotowawczym z meczu na mecz wyciągaliśmy jakieś wnioski, co mnie bardzo cieszy. Po to są turnieje, żeby poprawiać swoją grę - powiedział po ostatnim spotkaniu w rozmowie z portalem Sportowefakty.pl.
Wydawało się, że Spójnia sprawi niespodziankę już na otwarcie turnieju. Podopieczni Tadeusza Aleksandrowicza na kilka minut przed końcem jeszcze prowadzili, lecz błędy w końcówce i dobra gra kołobrzeskich Amerykanów sprawiła, że to Kotwica cieszyła się ze zwycięstwa. - Pierwszy mecz był trudny. Po tygodniu treningów nie byliśmy jeszcze rozruszani. Graliśmy wtedy dopiero czwarty sparing. Moim zdaniem był to średni, a nawet dość słaby mecz - ocenił doświadczony szkoleniowiec.
Mimo wszystko spotkanie z Zastalem Zielona Góra oraz pierwszy mecz Energa Cup wypadły nadspodziewanie dobrze. Zimny prysznic ukazujący, jak wiele dzieli drużyny z I ligi od rywali z TBL przyszedł natomiast w poniedziałkowy wieczór. Stargardzianie wyraźnie przegrali z AZS-em Koszalin ulegając gospodarzom 93:73. Koszalinianie w tym pojedynku zaprezentowali się znacznie lepiej niż w pierwszym dniu turnieju. - Nie wiem, jak grali w niedzielę. Z nami zagrali bardzo mocno i oceniam, że znajdą się na szóstym miejscu w Tauron Basket Lidze - stwierdził Aleksandrowicz. - Graliśmy nieźle w ataku. Zbyt mało uwagi przywiązywaliśmy jednak do obrony. Dlatego skończyło się dość wysokim wynikiem, co nie zadowalało mnie ze względu na obronę. We wtorkowym meczu staraliśmy się to poprawić. Moglibyśmy jeszcze trochę mocniej popracować, ale chciałem, żeby cała dwunastka nabyła ogrania, dlatego po raz kolejny wszyscy byli na boisku - kontynuował.
Właśnie wtorkowy pojedynek zwieńczył pracę, jaką pierwszoligowcy wykonali przez trzy dni. Nikt by, bowiem nie pamiętał o niezłych występach przeciwko wyżej notowanym ekipom, gdyby stargardzianie nie potwierdzili swojej dyspozycji na tle ligowego rywala. Mecz z AZS-em Radex Szczecin okazał się jednak nadspodziewanie dobry w wykonaniu Spójni, która osiągnęła ponad dwudziestopunktową przewagę, kończąc go z różnicą szesnastu "oczek". Czy da im to psychologiczną przewagę na kolejne, już ligowe zmagania z lokalnym rywalem? - Nie zastanawiam się nad tym, co przeciwnik będzie myślał. Wyciągnęliśmy wnioski z dwóch poprzednich meczów. Bardzo dobrze graliśmy w obronie w pierwszej części. O dziwo lepiej wychodził nam nawet atak niż defensywa, bo normalnie nie jestem zadowolony, gdy przeciwnik rzuca nam 38 punktów w pierwszych dwudziestu minutach. Mogło to wynikać z faktu, że graliśmy krótkie akcje, dlatego oba zespoły miały szansę zdobyć więcej punktów. Zdecydowana przewaga w pierwszej połowie pokazywała, że kontrolujemy grę - zauważył szkoleniowiec Spójni.
Jedyny poważniejszy przestój jego ekipie trafił się w pierwszej kwarcie. Stargardzianie po łatwym początku i prowadzeniu 10:0 znaleźli się nagle za plecami szczecinian przegrywając 11:12. - A miało z 10:0 zrobić się 20:0? To, z jakiej racji oni by byli w I lidze - jednoznacznie odpowiada zapytany o ten fakt Aleksandrowicz. - Postawiliśmy sobie cel, że zajmiemy trzecie miejsce. Nie interesuje mnie, czy byłby to Szczecin, Koszalin, czy warszawa. Mi Chodzi jedynie o to, żeby wygrywać mecze ze słabszymi drużynami, bądź rywalami z tej Samej klasy rozgrywkowej. Żadnych podtekstów! - dodaje, nie zwracając jakby uwagi na prestiż i presję związaną z derbową rywalizacją. Rzeczywiście, wtorkowy mecz, przy niemal pustych trybunach przypominał bardziej trening niż zaciekłą walkę, jaką często toczyły oba zespoły, nawet w sparingach.
Do inauguracji na pierwszoligowych parkietach pozostało jeszcze nieco ponad dwa tygodnie. W przeszłości zdarzało się, że dobre rezultaty gier kontrolnych szybko weryfikowała walka o punkty. Być może decydowała o tym zbyt duża pewność siebie. Trener Spójni wierzy, że jego podopieczni nie pójdą tą drogą. - To nie ma żadnego znaczenia. Zespół musi być świadomy, co robi. O tym rozmawiamy i tu nie ma mowy o jakimś zachwycie sobą - zapewnił na zakończenie rozmowy z naszym portalem.